Jak ustaliła „Rz", firmy energetyczne, które stanęły do przetargu, zaproponowały stawki około dwukrotnie wyższe od oczekiwań Polskich Sieci Elektroenergetycznych. To właśnie PSE organizuje przetarg jako firma zarządzająca sieciami wysokich napięć i bezpieczeństwem całego systemu.
Pierwotnie do licytacji zgłoszono trzy oferty. Jedna została wykluczona, a w grze zostały – jak mówi się w branży – PGE i Tauron. Prezesi obu spółek od dłuższego czasu mówią, których wiekowych elektrowni nie opłaca im się dziś eksploatować. A jest to na nich wymuszane ze względu na bezpieczeństwo dostaw. W przypadku PGE taką jednostką jest Zespół Elektrowni Dolna Odra, a w przypadku Tauronu – łącznie ok. 1200 megawatów mocy w kilku elektrowniach (nie wszystkie zgłoszono do przetargu).
O jakie kwoty chodzi w tej licytacji? Tego nikt nie chce mówić. Jednak osoby zbliżone do sprawy oceniają, za utrzymywanie bloku o mocy ponad 100 MW (to najmniejsza jednostka, którą można zgłosić do przetargu) spółka może oczekiwać ponad 20 mln zł rocznie.
Czy PSE wobec rozbieżnych oczekiwań cenowych nadal liczą na rozstrzygnięcie przetargu przed końcem roku, czy raczej wkrótce go unieważnią? – Oferty wpłynęły w ubiegły czwartek, trwa ich analiza. Jest zbyt wcześnie, by przesądzać dziś o dalszych losach postępowania – zastrzega Beata Jarosz, rzeczniczka PSE.
Przetarg zakłada tryb negocjacji, więc można przypuszczać, że dojdzie do dalszych rozmów. – Gdyby PSE anulowały obecne postępowanie i rozpisały je od nowa, trudno oczekiwać, by energetyka poprawiła oferty – mówi nam ekspert związany z branżą.