Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził taryfy na sprzedaż energii elektrycznej do odbiorców w gospodarstwach domowych czterem tzw. sprzedawcom z urzędu (PGE Obrót, Tauron Sprzedaż, Enea i Energa Obrót).
W związku ze spadkami cen na rynku hurtowym – w stosunku do cen z kontraktów zawieranych w 2022 r. – zatwierdzone przez URE ceny energii w taryfach sprzedawców na 2024 r. są niższe o 31,3 proc. w stosunku do taryf zatwierdzonych na 2023 r. Regulator zatwierdził również taryfy pięciu dystrybutorom energii: PGE, Tauron, Enea, Energa i Stoen Operator. Te z kolei nieznacznie rosną, średnio o ok. 2,9 proc. rok do roku. Jest to związane z rosnącymi nakładami na rozbudowę oraz modernizację sieci przesyłowych i dystrybucyjnych.
Ceny prądu - taryfy niższe, ale rachunki mogły rosnąć
Jakie będzie to miało przełożenie na rachunki? Koszt pozyskania energii to ok. 50–60 proc. rachunku, a transport, a więc dystrybucja, pozostałe 40–50 proc. Rachunek obejmuje też inne opłaty, ale znacznie mniejsze. Niższe taryfy nie oznaczają więc spadku finalnej ceny. W zakresie największej składowej – kosztów pozyskania energii – nie zmienią się i wyniosą w 2024 r. tyle co teraz: 412 zł /MWh.Jednak gdyby nie mrożenie cen na 2023 r., płacilibyśmy w br. średnio 1077 zł.
Nowy rząd przedłużył jednak mrożenie cen na 2024 r., a prezydent podpisał już stosowną ustawę. Ceny w taryfie na 2024 r. co prawda spadły względem 2023 r., ale wynosić będą ok. 740 zł – nadal znacznie więcej niż obecna „zamrożona” stawka. Za pierwsze półrocze 2024 r. podwyżek na rachunku zatem nie odczujemy. Będą obowiązywać limity zużycia rzędu 1,5 MWh, a po ich przekroczeniu będziemy płacić 693 zł/MWh. Cóż, według GUS gospodarstwo zużywa rocznie średnio 2 MWh.