Premier Donald Tusk podczas rozpoczęcia posiedzenia rady, mimo że był pytany przez prezydenta Andrzeja Dudę o stan rozwoju projektu tzw. dużego atomu (realizowanego we współpracy z USA), odniósł się – w części jawnej rady – tylko do kwestii małych reaktorów jądrowych. - Udało mi się wyjaśnić, na czym polegała negatywna opinia służb specjalnych dla tego projektu. Zwracały one wielokrotnie uwagę, że spółka, która powstała i ma realizować program małych reaktorów jądrowych, została skonstruowana ze szkodą dla interesu państwa polskiego – powiedział premier Tusk. Dodał, że z jego wiedzy wynika, iż prezydent nie był o tym informowany.
Donald Tusk powiedział, że w dwutygodniowym rządzie Mateusza Morawieckiego znalazła się pani minister, która próbowała sfinalizować projekt małych reaktorów jądrowych. Chodzi o wydaną decyzję zasadniczą dla projektu Orlen Synthos Green Energy. – Była najpewniej powołana tylko po to, by zrealizować coś wbrew opinii służb. Dokumenty były na biurkach prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego. Pan prezydent nie miał na ten temat wiedzy – mówił premier. Prezydent zapewnił, że część tej wiedzy mu dostarczono.
Czytaj więcej
Akcja #TakDlaCPK spotkała się z niecodziennym odzewem wykraczającym poza znane nam dobrze internetowe bańki i stereotypowe podziały. Między nierealną opowieścią PiS i marazmem KO jest sporo przestrzeni, w której polityczny kapitał zbija ktoś inny.
Chodzi o projekt małych reaktorów jądrowych (SMR) proponowany przez spółkę Orlen Synthos Green Energy współpracującą technologicznie z GE Hitachi. Proponowała budowę pierwszego reaktora BWRX-300 w Polsce w 2030 r. Udziałowcami w tej spółce są Orlen oraz Synthos należący do Michała Sołowowa.
Decyzja zasadnicza rządu Mateusza Morawieckiego w tej sprawie zapadła pomimo negatywnej opinii ABW na finiszu prac, kiedy ministrem klimatu i środowiska była Anna Łukaszewska-Trzeciakowska.