Nowy obowiązek OZE to groźba wyższych cen prądu? Ryzyko jest, ale rząd zaprzecza

Rząd zapowiada, że nowy obowiązek OZE to próba wyważenia interesu sprzedawców i odbiorców zielonej energii. Może to jednak skończyć się wzrostem cen energii dla odbiorców końcowych. Sam resort uważa, że ryzyka nie ma, choć boi się pozwów.

Publikacja: 06.08.2024 04:30

Nowy obowiązek OZE to groźba wyższych cen prądu? Ryzyko jest, ale rząd zaprzecza

Foto: Adobe Stock

Rozporządzenie o tzw. obowiązku OZE musi pogodzić ogień z wodą, a więc interesy producentów energii z OZE, jak i branży energochłonnej, która musi kupować tzw. zielone certyfikaty. Branża OZE skierowała do premiera list z prośbą o pomoc i interwencję. Branża przemysłowa, która zainteresowana jest jak najniższym obowiązkiem OZE, apeluje zaś o jeszcze większą obniżkę. Resort klimatu i środowiska, jak się wydaje, stoi po stronie producentów OZE – mimo że „obowiązek OZE” może zwiększyć presję na wzrost cen energii na giełdzie i finalnie na naszych rachunkach.

Rzeczpospolita

Nowy, wyższy obowiązek OZE

Rozporządzenie zakłada znaczące podwyższenie tzw. obowiązku OZE, a więc ilości zielonej energii elektrycznej, którą muszą konsumować firmy. To obowiązek utrzymywania pewnego udziału zielonej energii przez spółki energetyczne i dużych odbiorców energii elektrycznej. W praktyce jest on realizowany poprzez zakup i umarzanie świadectw pochodzenia energii (tzw. zielonych certyfikatów). Sprzedaż certyfikatów to jedno z dwóch głównych źródeł przychodów producentów energii odnawialnej, którzy uruchomili swoje instalacje do 2016 r. Później nowe instalacje – zamiast z certyfikatów – korzystały już z aukcji.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska proponuje znaczące zwiększenie tego obowiązku. W tym roku było to 5 proc. To niewiele, zwłaszcza że w 2022 r. było to 18,5 proc., a w 2023 r. 12 proc. W 2025 r. rząd chce powrócić do takiego poziomu i proponuje 12,5 proc. obowiązku OZE.

Czytaj więcej

Fotowoltaika ma być znów opłacalna. W tle dalsze mrożenie cen energii

Branża energochłonna jednak zaprotestowała, apelując do minister klimatu i środowiska Pauliny Hennig–Kloski o zmniejszenie tego obowiązku. – Każda regulacja powodująca zwiększenie kosztów produkcji przemysłowej musi być traktowana jako działanie na szkodę nie tylko polskiego przemysłu, ale i szeroko rozumianego biznesu. Dlatego nie możemy zaakceptować propozycji Ministerstwa Klimatu i Środowiska podwyższenia obowiązku umorzenia świadectw pochodzenia, wydawanych dla energii elektrycznej wyprodukowanej w OZE. Biorąc powyższe pod uwagę, postulujemy obniżenie proponowanego przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska poziomu obowiązku zakupu zielonych certyfikatów w latach 2025–2027, do poziomu 2 proc. – czytamy w liście Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii.

Kto skorzysta?

Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej, wzrost obowiązku OZE przełoży się na wzrost cen zielonych certyfikatów, ale wpływ na finalne ceny energii będzie ograniczony.

– Dziwię się odbiorcom przemysłowym, że protestują przeciw wzrostowi obowiązku OZE, a nie szukają prawdziwych przyczyn w strukturze wysokich cen energii. Tych źródeł OZE, które korzystają jeszcze z mechanizmu zielonych certyfikatów, jest mało. Pierwsze projekty w systemie zielonych certyfikatów pojawiły się w 2004 roku, a ostatnie w 2016 r. Są to kontrakty 15-letnie, które powoli wygasają. Obecnie najwięcej inwestorów OZE korzysta z systemu aukcyjnego, który jako system wsparcia wszedł od 2016 r. – mówi.

Czytaj więcej

Resorty odpowiedzialne za energetykę krytykują projekt ministerstwa finansów

Jego zdaniem skok z 5 do 12 proc. jest jednak zaskoczeniem. – Skąd taki wzrost i pomysł resortu klimatu i środowiska? Częściowo jest to odreagowanie po poprzednio drastycznie zaniżonym obowiązku. Zobaczmy jednak, kto może być głównym beneficjentem wzrostu obowiązku OZE i wyższej ceny. Są to bowiem głównie spółki z udziałem Skarbu Państwa, jak PGE. Kupowały one stosunkowo nowe projekty wiatrowe po firmach zagranicznych, które po 2016 r. (wejście w życie tzw. ustawy odległościowej) wycofywały się z Polski lub ograniczały swój biznes w Polsce, jak norweski DONG czy Iberdola. Te firmy sprzedawały swoje farmy wiatrowe, które korzystały właśnie z systemu zielonych certyfikatów – mówi ekspert.

Ceny prądu w górę? Ministerstwo zaprzecza

I to właśnie spółki energetyczne wydają być zadowolone z tej podwyżki. Orlen przypomina, że poziom obowiązku umarzania zielonych certyfikatów za dostawę systematycznie spadał od 2021 r., kiedy wynosił 19,5 proc. W 2022 r. było to 18,5 proc., a w 2023 r. – 12 proc., natomiast w 2024 r. poziom obowiązku sięgnął 5 proc. – Rozważana propozycja podniesienia poziomu do 12 proc. może być interpretowana jako próba znalezienia równowagi między interesami wytwórców energii odnawialnej, którzy dążą do stabilnych przychodów, a odbiorcami końcowymi, którzy ponoszą koszty systemu zielonych certyfikatów – wskazuje biuro prasowe tej spółki.

Czytaj więcej

Spór rządu z energetykami o magazyny energii. Inwestycje pod znakiem zapytania

Pytana o obawy dotyczące wzrostu cen energii w hurcie, Polska Grupa Energetyczna przyznaje z kolei, że poziom obowiązku ma bezpośredni wpływ na cenę świadectw pochodzenia, zatem jego zwiększenie będzie miało wpływ na cenę. Tauron dodaje, że sam wzrost obowiązku zielonych certyfikatów w relacji rok do roku może przekładać się na krótkotrwały wzrost, kluczowe jednak jest, aby w długim horyzoncie poziomy obowiązków były stabilne i znane z odpowiednim wyprzedzeniem. – Dlatego wartościowe jest określenie poziomów obowiązku na okresy dłuższe niż jeden rok – wyjaśnia spółka.

O ile spółki Skarbu Państwa wypowiadają się w tej kwestii bardzo zachowawczo, to prywatny Columbus Energy mówi wprost o wzroście cen energii z tegoż tytułu. – Wejście w życie wzrostu ilościowego obowiązku umorzenia zielonych świadectw pochodzenia z 5 proc. do 12,5 proc. to przepis przede wszystkim prowadzący do wzrostu cen dla odbiorców końcowych – mówi wprost prezes firmy Dawid Zieliński.

Czytaj więcej

Ciepłownie chciałyby uciec przed podwyżką w dekarbonizację

Co na to rząd? Jak wyjaśnia resort klimatu i środowiska, te certyfikaty, to są prawa nabyte dla sprzedających zieloną energię i nie możemy tych praw ignorować. – Zobowiązaliśmy się jako państwo, na długo przed 2024 r., do wspierania tych wytwórców przez 15 lat, co ma pozwolić na zwrot zainwestowanego kapitału w instalacje OZE, które powstawały przed 2016 r. Popyt na certyfikaty musi być zrównoważony, a ten wynika z wysokości obowiązku OZE – mówiła nam szefowa resortu Paulina Hennig-Kloska. Z naszych informacji wynika, że resort boi się pozwów i arbitraży, jeśli tego obowiązku nie uda się podwyższyć. Zdaniem szefowej resortu widoczny jest obecnie trend spadkowy ceny energii, wobec czego musimy wytwórcom OZE pozwolić na wyrównanie strumieni przychodów. – Zaproponowany poziom obowiązku OZE, moim zdaniem, nie zwiększy kosztów energii wynikających z tego systemu wsparcia – podkreśliła. I w tej właśnie sprawie, o utrzymanie lub nawet zwiększenie tego obowiązku, list do premiera napisała branża OZE.

Rozporządzenie o tzw. obowiązku OZE musi pogodzić ogień z wodą, a więc interesy producentów energii z OZE, jak i branży energochłonnej, która musi kupować tzw. zielone certyfikaty. Branża OZE skierowała do premiera list z prośbą o pomoc i interwencję. Branża przemysłowa, która zainteresowana jest jak najniższym obowiązkiem OZE, apeluje zaś o jeszcze większą obniżkę. Resort klimatu i środowiska, jak się wydaje, stoi po stronie producentów OZE – mimo że „obowiązek OZE” może zwiększyć presję na wzrost cen energii na giełdzie i finalnie na naszych rachunkach.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
OZE
Rinat Achmetow stawia największe na Ukrainie magazyny energii
OZE
Walka o wyższą cenę maksymalną dla offshore trwa. Kuszące dla rządu argumenty
OZE
MAP broni spółki i chce wyższej ceny energii z wiatraków na Bałtyku. PGE podaje kwotę
OZE
Morskie projekty PGE i Ørsted przetrwały kryzys energetyczny. Kluczowy koniec roku
OZE
Przy rozwoju morskich farm wiatrowych na Bałtyku jest miejsce dla lokalnych firm