Perspektywa możliwego częściowego uwolnienia cen energii dla gospodarstw domowych podoba się spółkom energetycznym. Będzie dla nich jednak nie lada wyzwaniem.
Marże ze sprzedaży są już dzisiaj i tak pod dużą presją ze względu na przywrócone od maja wsparcie dla kogeneracji, czyli jednostek wytwarzających w jednym procesie prąd i ciepło.
Presja na wyniki
Dla spółek energetycznych w praktyce oznacza to wyższe koszty w segmencie obrotu wynikające z obowiązku umarzania żółtych i czerwonych certyfikatów. Negatywny wpływ tego obowiązku na zysk operacyjny Magdalena Bartoś, dyrektor zarządzająca ds. ekonomiczno-finansowych PGE, szacuje na 153 mln zł. Niższy, ale równie odczuwalny będzie on w Tauronie. Krzysztof Zawadzki, wiceprezes katowickiej spółki, ocenił go na maksymalnie 100 mln zł w ciągu roku, a Grzegorz Kinelski, wiceprezes ds. handlowych w Enei – na około 50 mln złotych.
Czy zatem najwięksi przedstawiciele tego sektora skorzystają z narzędzia, które od przyszłego roku chce dać im regulator? Chodzi o zmianę sposobu ustalania taryfy tak, by nie była to stawka sztywna, tylko wyznaczająca maksymalny poziom cen, powyżej którego spółki nie mogą sprzedawać nam energii. Na razie to dopiero propozycja prezesa URE skierowana do rozważenia przez ministra gospodarki. Jednak już teraz widać, że wojna cenowa o klientów indywidualnych nie rozpęta się na wielką skalę, choć niewątpliwie niektórzy zechcą mocniej powalczyć o rynek.
– Największym wyzwaniem w II półroczu będzie dla nas biznes związany ze sprzedażą detaliczną i obrotem hurtowym, gdzie coraz trudniej o zarobek ze względu na rosnącą presję ze strony konkurencji i spadek marży – stwierdził podczas prezentacji półrocznych wyników Marek Woszczyk, szef PGE.