Roszady kadrowe na najwyższych szczeblach Polskiej Grupy Energetycznej odbiły się szerokim echem na rynku. Po rezygnacji z funkcji prezesa Krzysztofa Kiliana akcje spółki taniały wczoraj nawet o 4 proc., do 18,53 zł.
O tym, że pozycja Kiliana jest zagrożona, spekulowano już wcześniej. Rada nadzorcza spółki, kontrolowanej przez Skarb Państwa, odwołała pod koniec października z zarządu bliską współpracownicę Kiliana Bogusławę Matuszewską, odpowiedzialną za strategię, oraz Wojciecha Ostrowskiego, specjalistę ds. finansów. I właśnie te zmiany były główną przyczyną ustąpienia prezesa ze stanowiska.
Postać Krzysztofa Kiliana, który fotel prezesa PGE objął w marcu 2012 r., od początku budziła sporo kontrowersji. Znany był bardziej jako przyjaciel premiera Donalda Tuska niż ekspert w dziedzinie energetyki. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, podczas swojej kadencji przeprowadził prawdziwą rewolucję w branży.
– Był prezesem, który nie bał się sporów z ministrem skarbu i walczył o swoje racje. Może właśnie wsparcie premiera spowodowało, że mógł sobie pozwolić na więcej w relacjach z rządem – komentuje jeden z analityków rynku.
A sporów nie brakowało. PGE ma wykonać największe inwestycje w polskiej energetyce, w tym budowę Elektrowni Opole i pierwszą elektrownię atomową. To za prezesury Kiliana giełdowa spółka wstrzymała wart ponad 11 mld złotych projekt w Opolu, uznając go za nierentowny, a jego realizację za niekorzystną z punktu widzenia akcjonariuszy PGE. Po naciskach rządu wrócono do realizacji projektu.