Podczas trwających jeszcze przez tydzień konsultacji swoje postulaty będą zgłaszać firmy energochłonne, którym dodatkowe koszty wynikające z uruchomienia rynku mocy mogą obniżyć rentowność. Jak oblicza Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu, gdyby koszt wsparcia dla elektrowni konwencjonalnych oscylował w granicach 1,5–3,5 mld zł rocznie (resort energii mówi o 2–3 mld zł – red.), spowodowałoby to podniesienie cen prądu o 35 zł/MWh.

Kamil Jankielewicz, kierujący praktyką energetyczną w kancelarii Allen & Overy, zwraca uwagę, że intencją rządu projektującego rynek mocy jest nie tylko wspieranie budowy nowych elektrowni, ale też zachęcenie wytwórców do modernizacji istniejących – tak by zapewnić bezpieczeństwo systemu energetycznego opartego na krajowych mocach. Efektem ma być ewolucyjny rozwój systemu bez nadmiernych wyłączeń grożących niedoborami mocy.

Dlatego przewidziano kontrakty pięcioletnie dla źródeł modernizowanych. Mogą one być zachętą dla wytwórców stojących przed wyzwaniami dostosowania siłowni do ostrzejszych norm środowiskowych. Ale ze względu na fakt, że nasza flota wytwórcza jest już wyeksploatowana, i tak niezbędne będą wyłączenia starych mocy i budowa nowych. Nowe źródła, wśród których zapewne znajdzie się planowana przez Energę budowa w Ostrołęce, będą mogły uzyskać nawet 15-letni kontrakt na usługi zapewniania dostępności mocy wytwórczych.

Nie ma jeszcze pełnej jasności co do tego, czy także budowane już elektrownie zaliczone zostaną do kategorii nowych. – W ich przypadku decyzje inwestycyjne podejmowano na długo przed prezentacją założeń dotyczących rynku mocy. Dlatego podejrzewam, iż ten punkt będzie jednym z ważniejszych omawianych przez rząd z Komisją Europejską – zaznacza Jankielewicz.

W interesie koncernów byłoby, by wspomniane źródła uznano za nowe. Jeśli tak się nie stanie, będą się one mogły starać w aukcjach co roku o kontrakt roczny (z dostawą cztery lata później).