1:0 dla Nord Stream 2. Unia ustępuje Gazpromowi

Niemcy i Francja wyraźnie osłabiły unijną dyrektywę gazową. Zamiast zatrzymać inwestycję Gazpromu, przepisy w tej formie de facto ją legalizują. Jedyna nadzieja w Jerzym Buzku.

Publikacja: 10.02.2019 20:03

1:0 dla Nord Stream 2. Unia ustępuje Gazpromowi

Foto: Bloomberg

Po blisko roku negocjacji państwa członkowskie UE uzgodniły projekt dyrektywy gazowej, która w założeniu miała utrudnić Rosji ekspansję energetyczną w Unii. Instrumentem tej ekspansji jest planowany nowy gazociąg Nord Stream 2, który ma być położony obok już działającego Nord Stream 1. Jego budowa pozwoliłaby Rosji na podwojenie dostaw gazu po dnie Bałtyku, co w konsekwencji nie tylko bardziej uzależniłoby Unię od Gazpromu, ale też uczyniło tranzyt gazu przez Ukrainę zbędnym.

Polska i kilkanaście innych państw UE popierały rewizję dyrektywy gazowej, ale sojusz pod wodzą Niemiec skutecznie się temu sprzeciwiał. Ostatecznie Niemcy, a razem z nimi Austria, Holandia, Belgia, Węgry i Czechy, ustąpiły. Ale cena tego ustępstwa jest tak wysoka, że zdaniem naszych rozmówców może uczynić dyrektywę bezzębną. – W praktyce powstanie pancerz prawny chroniący Nord Stream 2 – mówi „Rzeczpospolitej” Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Według niego dyrektywa jest tak rozwodniona w porównaniu z oryginalną wersją, że może nawet pogarszać sytuację. Obecnie można było krytykować Nord Stream 2 i mówić, że powstaje poza unijnym prawem. W nowej sytuacji tym prawem byłby już objęty, uzyskałby więc niejako unijny certyfikat, ale faktycznie o wszystkim decydowaliby sprzyjający inwestycji Niemcy. Wynika to z faktu, że gazociąg na odcinku morskim ma być objęty unijnym prawem tylko na wodach terytorialnych Niemiec, ale już nie sprzeciwiającej się inwestycji Danii. Poza tym o zasadach tego objęcia unijnym prawem decydowałby przede wszystkim niemiecki regulator.

Czytaj także: Gazprom wygrywa w Brukseli z pomocą Niemiec i Francji

Tę opinię potwierdzają „Rz” w nieoficjalnych rozmowach osoby od początku zaangażowane w negocjacje. – Nord Stream 2 będzie miał immunitet: prawo unijne teoretycznie miałoby obowiązywać, ale za odstępstwo od niego nic by nie groziło. Politycznie to najgorsze, co mogłoby się wydarzyć. To jest listek figowy. Chyba lepiej, żeby w ogóle inwestycja nie była objęta prawem – argumentuje nasz rozmówca.

Dlaczego zatem Polska i inne państwa przeciwne NS 2 zgodziły się na to? – Najważniejsze było podanie piłki do Parlamentu Europejskiego. Decyzja o przyjęciu mandatu ma zasadniczą zaletę strategiczną. Otwiera drogę do negocjacji z PE, który wspiera nasze stanowisko w większym stopniu niż Rada. Utrzymuje projekt przy życiu – mówi „Rz” Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich. Polska liczy na to, że Parlament poprawi dyrektywę, bo do jej ostatecznego przyjęcia potrzebna jest akceptacja większości w obu instytucjach: Parlamencie i Radzie. W PE sprawozdawcą tej dyrektywy i głównym negocjatorem jest Jerzy Buzek. To od niego będzie teraz zależało, czy dyrektywa odzyska moc.

""

Polska liczy na to, że dyrektywę poprawi teraz Parlament Europejski. Sprawozdawcą dyrektywy i głównym negocjatorem jest w PE Jerzy Buzek. Fot. pamedia.pl

energia.rp.pl

Unia Europejska ustępuje przed Gazpromem

Jeszcze w czwartek wydawało się, że losy dyrektywy potoczą się w korzystnym dla Polski kierunku, bo niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung” doniósł o nieoczekiwanym zwrocie w stanowisku Francji. Rzekomo miałaby zagłosować inaczej niż Niemcy i poprzeć przeciwników Nord Stream 2. Szybko się jednak okazało, że te zaskakujące doniesienia nie są prawdziwe. Francja owszem chciała pokazać, że bierze pod uwagę obawy państw Europy Środkowowschodniej, ale nie do tego stopnia, żeby zablokować tak ważną dla Niemiec inwestycję.

Złagodzenie projektu dyrektywy polega przede wszystkim na ograniczeniu jej zasięgu terytorialnego oraz przekazaniu znacznych kompetencji niemieckiemu regulatorowi. Pierwotnie dyrektywa gazowa przewidywała, że cały Nord Stream 2 czy jakikolwiek inny gazociąg tłoczący gaz z państwa trzeciego do UE, podlegałby unijnym regulacjom. Pojawiłby się obowiązek otwarcia dostępu do gazociągu dla stron trzecich, rozdzielenie właścicielskie dostawcy od operatora i ujawnienie taryf.

Zdaniem ekspertów takie przepisy uczyniłyby NS2 nieopłacalnym. To dlatego za dyrektywą opowiadały się państwa przeciwne ekspansji Gazpromu, a przeciw były te zainteresowane zwiększeniem dostaw rosyjskiego gazu. Przeciwko dyrektywie opowiadały się Niemcy, Austria, Holandia, Belgia, Węgry, Czechy i Bułgaria. Wahały się natomiast Hiszpania i Włochy.

Poprawki zaproponowane przez Niemcy, i poparte przez Francję, przewidują, że unijne prawo ma się stosować tylko na odcinku lądowym UE (co oczywiste) i na odcinku morskim przebiegającym przez wody terytorialne państwa, na którego lądzie gazociąg wchodzi do UE. Czyli w tym wypadku Niemiec. Wcześniej nawet w bardziej kompromisowych wersjach przewidywano, że unijne prawo będzie działać na wodach terytorialnych wszystkich państw UE, przez które gazociąg przechodzi, czyli w tym wypadku również Danii.

Czytaj także: Biały Dom popiera sprzeciw Danii wobec Nord Stream 2

Ponadto poprawiona wersja dyrektywy przewiduje procedurę uzyskiwania wyjątków od unijnych regulacji i w tej procedurze daje większe kompetencje krajowemu, czyli w tym wypadku niemieckiemu, regulatorowi. Zatem dyrektywa, która miała zatrzymać Nord Stream 2, może go faktycznie zalegalizować. – Sama kwestia wód terytorialnych nie byłaby taka groźna, gdyby nie drugi punkt o kompetencjach niemieckiego regulatora – mówi nieoficjalnie ekspert zaangażowany w negocjacje dyrektywy. Projekt dyrektywy nie przewiduje bowiem w sposób wyraźny roli dla Komisji Europejskiej, i innych państw członkowskich, w procesie określania zasad dla Nord Stream 2 i tego, w jaki sposób będzie on podlegał w praktyce unijnemu prawu.

Kolejnym problemem jest to, że tak sformułowana dyrektywa określi zasady fukcjonowania gazociągów zewnętrznych na najbliższe dekady. Otworzy drogę nie tylko dla Nord Stream 2, ale w przyszłości dla innych dróg dostaw rosyjskiego gazu: Nord Stream 3, South Stream czy Turkish Stream. To oznaczałoby, że tranzyt przez Ukrainę stanie się niepotrzebny. – Po 2020 roku Rosja nie potrzebowałaby już Ukrainy – uważa Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Polska i inni przeciwnicy Nord Stream 2 opowiedzieli się mimo wszystko za tą francusko-niemiecką wersją. Uznali, że na inną nie ma szans, bo do przyjęcia projektu było potrzebne poparcie Francji. I ma nadzieję, że w dalszym procesie projekt zostanie poprawiony rękami Jerzego Buzka. Pierwsze spotkanie przedstawicieli Parlamentu i Rady (unijnych rządów) odbędzie w najbliższy wtorek, 11 lutego.

Udziałowcami konsorcjum Nord Stream 2 są, poza rosyjskim Gazpromem, koncerny państw UE. Są to: niemieckie Uniper i Wintershall, francuski Engie, brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell i austriacki OMV. Nord Stream 2 ma kosztować 10 mld euro, a gaz może nim popłynąć w 2020 roku.

Po blisko roku negocjacji państwa członkowskie UE uzgodniły projekt dyrektywy gazowej, która w założeniu miała utrudnić Rosji ekspansję energetyczną w Unii. Instrumentem tej ekspansji jest planowany nowy gazociąg Nord Stream 2, który ma być położony obok już działającego Nord Stream 1. Jego budowa pozwoliłaby Rosji na podwojenie dostaw gazu po dnie Bałtyku, co w konsekwencji nie tylko bardziej uzależniłoby Unię od Gazpromu, ale też uczyniło tranzyt gazu przez Ukrainę zbędnym.

Pozostało 92% artykułu
Gaz
Największy sojusznik Gazpromu pozwany w Rosji
Gaz
Polska zyskała nowe źródło gazu. „Błękitne paliwo” dla Orlenu nie tylko z Norwegii
Gaz
Gazprom się boi i grozi. Niemiecki Uniper jak Orlen
Gaz
Wyjątki od wymiany pieców gazowych. Kogo nie dotyczy nowa dyrektywa
Gaz
Unia importuje coraz mniej LNG. Wiemy, dlaczego