Rz: Prezydent USA przyjeżdża właśnie do Polski. Strona amerykańska zapowiada, że jednym z głównych tematów będzie energia. Czego by pan oczekiwał od Donalda Trumpa?
Jerzy Buzek, przewodniczący komisji przemysłu, badań naukowych i energii PE: Chciałbym, żeby potwierdził rozpoczęty jeszcze przez administrację Obamy kurs na pełną liberalizację eksportu ropy i gazu. Staramy się o to w Parlamencie Europejskim od dwóch lat. Dokładnie wtedy zorganizowałem w Brukseli pierwszy unijno-amerykański stół gazowy, w którym z naszej strony zaangażowana była skupiona wokół spółki Lotos grupa zakupowa z Europy Środkowo-Wschodniej oraz wiceprzewodniczący KE Maroš Šefčovič, a ze strony amerykańskiej LNG Alliance – zrzeszenie amerykańskich producentów gazu skroplonego i szef komisji energii Kongresu Fred Upton. Tłumaczyłem Amerykanom w 2015 roku – tu, w Brukseli, i pół roku później w Waszyngtonie, że im się to też opłaca. Ceny były wtedy tak niskie w USA, że ich biznes energetyczny tracił podstawy działania, eksport był dla nich ratunkiem. Administracja Obamy obiecała, że licencje eksportowe, których wydawanie zajmowało nawet pół roku, będą wydawane w miesiąc. I to rzeczywiście się już dzieje, łatwo dostać licencję.
Czy Europa już z tego korzysta?
Pierwszym beneficjentem LNG z USA była Hiszpania, bo najpierw statki popłynęły do tego kraju – my jeszcze wtedy nie mieliśmy otwartego portu w Świnoujściu. Ale korzysta też Litwa, niebawem będzie Chorwacja, a więc mówimy o korytarzu Północ–Południe. Amerykanie mówili mi wtedy, że to jest dla nich także projekt geopolityczny, dania oddechu Europie, która przecież dwie trzecie gazu importuje. Chodzi o to, żeby ten płynny gaz amerykański był konkurencyjny wobec przesyłanego rurociągami gazu rosyjskiego.
Gaz dopłynie do Europy, ale potrzebna jest infrastruktura, żeby go dalej przesyłać. Czy Amerykanie też powinni w nią inwestować?