Federalna agencja ds. surowców opublikowała „Strategię rozwoju bazy surowcowej Rosji do 2030 r.”. Autorzy stawiają tam tezę, że Federacja przygotowuje się do gazowego rozwodu z Unią. A winne są temu polityka i konkurencja gazu skroplonego (LNG).
Kluczowe dla przyszłości rosyjskiego gazu w Europie jest to drugie. „Istotne obniżenie kosztów skraplania gazu ziemnego narusza monopol systemów rurociągowych jako najlepszego środka transportu gazu do odbiorców. W rezultacie w miejsce wielu regionalnych rynków ze swoimi koniunkturami i cenami pojawia się jeden światowy rynek gazu” – piszą Rosjanie.
Na początku sierpnia specjalny wysłannik amerykańskiego Departamentu ds. Energii zapowiedział, że „firmy z USA są już dziś gotowe bezpłatnie budować pływające terminale gazu skroplonego w portach Unii”.
Rosjanie zdają się mieć tego świadomość, bo w strategii zapisali potrzebę szybkiej dywersyfikacji eksportu w kierunku Azji i Pacyfiku: „Muszą zapaść decyzje o zróżnicowaniu kierunków eksportu w związku z pięciokrotnym wzrostem produkcji gazu skroplonego i 8–9-krotnym zwiększeniem sprzedaży na rynkach Azji i krajów Pacyfiku. Potrzebujemy do tego zwiększenia wydobycia do 800 mld m sześc. rocznie (teraz jest to 640-650 mln m sześc.)”.
– Dla Gazpromu w Europie największą obecnie konkurencją są Norwegowie (Statoil) i dostawy LNG. Rosyjski koncern powoli buduje alternatywne kierunki, bo zdaje sobie sprawę, że nie zwiększy udziału w europejskim rynku [teraz to 30 proc. – red.]. Gazprom jest zakładnikiem polityki rządu Rosji, więc uderzają w niego m.in. takie posunięcia Unii, jak blokada nowych inwestycji w Europie. Nie wiadomo, czy uda mu się uwolnić od tranzytu gazu przez Ukrainę – ocenia Aleksiej Kokin, starszy analityk rynku ropy i gazu banku Uralsib, w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Jego zdaniem właśnie dlatego koncern już kilka lat temu zaczął przygotowywać grunt pod wejście na rynek Azji. Kluczowy był tu kontrakt z Chinami. W Europie Gazprom będzie musiał obniżyć ceny i jednakowo traktować klientów, z czym do tej pory był problem.