Gazprom zamraża prace na Sztokmanie

Plany dotyczące jednego z największych gazowych złóż świata koncern odłożył „dla przyszłych pokoleń”. To efekt zlekceważenia boomu łupkowego w Ameryce.

Publikacja: 11.06.2013 00:33

Z planowanych przez Rosjan na Sztokmanie pięciu platform wydobywczych powstała tylko jedna

Z planowanych przez Rosjan na Sztokmanie pięciu platform wydobywczych powstała tylko jedna

Foto: Gazprom

W tym roku Gazprom mógłby hucznie obchodzić dziesięciolecie pracy na złożu Sztokman. Byłyby nagrody dla najlepszych pracowników, uroczyste zwiedzanie pięciu platform wydobywczych, kamień węgielny pod zakładem produkcji LNG i masa pozytywnego pijaru.

Ale uroczystości nie będzie. Z platform stoi tylko jedna. Na miejscu zakładu skraplania gazu na Półwyspie Kolskim jest osada Tieribierka, gdzie tysiąc w większości bezrobotnych mieszkańców próbuje wytrwać w rozpadających się chatach z widokiem na lodowate Morze Barentsa.

A tam na horyzoncie leży pod dnem morza bogactwo: 3,9 bln m sześc. gazu ziemnego i 56 mln ton gazowego kondensatu.

Udowodnione zasoby gazowe świata to ponad 180 bln m sześc. Najwięcej na świecie gazu ziemnego leży pod dnem Zatoki Perskiej na granicy wód Iranu i Kataru: zasobność złoża Południowy Pars to ponad 30 bln m sześc. Sztokman jest drugim największym ze złóż podmorskich, a czwartym co do wielkości za kręgiem polarnym.

Ale Tieribierka gazu nie ma, tak jak Murmańsk i cały obwód. A jeszcze rok temu Aleksander Mandiel, szef spółki „Gazprom wydobycie szelf", opowiadał na konferencjach, że w Tieribierce powstanie  nowoczesny port do przeładunku gazu wraz z terminalem i podziemnym magazynem. Dla wszystkich byłaby praca i gaz dla całego obwodu. Z terminalu rocznie wypływałyby w świat gazowce z 30 mln ton rosyjskiego LNG. Dostatek zagościłby w Tieribierce.

Ale nie zagości.

Skarb pod dnem

Ta historia rozpoczęła się w 1981 r., gdy na Morze Barentsa wpłynął statek sowieckich geologów „Profesor Sztokman". Patron – sowiecki oceanograf i geolog – nigdy w tych okolicach nie był. Ale to jego imieniem geolodzy nazwali złoże, które odkryli pod dnem rosyjskich wód terytorialnych.

Nie wiedzieli, że jest tak gigantyczne, dopóki siedem lat później na zaznaczone miejsce nie popłynął statek z urządzeniami do wierceń w dnie morskim. W leżącym 340 m niżej podłożu wywiercił dwa otwory głębokie na ponad 3 km i odkrył tam morze gazu.

Przez 14 lat nad Sztokmanem przelatywały jedynie lodowate sztormy i ptaki morskie. Aż nadszedł 2002 r. i przypłynęli tu specjaliści Gazpromu, który razem z Rosnieft – wtedy małą państwową firmą, pozostającą w cieniu potężnego prywatnego Jukosu – mieli rozpocząć prace wydobywcze.

Dwa lata później Rosnieft wycofał się ze spółki, bo zajął się przejmowaniem aktywów Jukosu doprowadzonego przez władze do upadku. Na lodowatym morzu pozostał Gazprom z licencją, która kończy się za pięć lat.

Wtedy plany miał mocarstwowe. Wydobycie 95 mld m sześc. gazu rocznie, przerób na LNG i sprzedaż do USA, gdzie nieśmiało kiełkowała nowa technologia gazowa oparta na złożach łupków bitumicznych.

Gazprom ten moment zupełnie zlekceważył. Skupił się na szukaniu partnerów, którzy dysponowali technologiami na tyle wyjątkowymi, by dostać się do gazowego eldorado. Rosjanie nie mieli wtedy żadnego doświadczenia w pracach wydobywczych na morzu.

Był rok 2005. Zgłosiło się pięciu chętnych...

Hiobowe wieści

Norsk Hydro, Statoil (oba norweskie), francuski Total oraz ConocoPhillips i Chevron z USA okazały się za słabe dla Gazpromu. W 2006 r. zdecydował, że mogą być tylko podwykonawcami inwestycji ocenianych wtedy na 15–20 mld dol. Firmy powiedziały „good bye".

Rok zabrało Gazpromowi dojście do wniosku, że nie da rady bez zachodnich technologii i pieniędzy. W 2007 r. po telefonie Władimira Putina do nowego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego Total objął 25 proc. akcji zarejestrowanej w Szwajcarii spółki Shtokman Development, a norweski StatoilHydro – 24 proc.

Wydawało się, że wreszcie prace ruszą, choć koszty znów wzrosły, do 25 mld dol. Gaz miał popłynąć w 2014 r.

I wtedy z amerykańskiego brzegu nadciągnęły dwie hiobowe wieści: USA nie potrzebują już LNG z Rosji, bo mają tani gaz łupkowy, no i upada bank Lehman Brothers...

Wyjście Norwegów

W wyniku globalnego kryzysu Gazprom zdołał postawić nad złożem tylko jedną platformę. W 2010 r. ogłosił nową strategię. Sztokman miał się stać bazą surowcową koncernu dla krajów basenu Atlantyku. Znów nie doceniono łupków.

Na początku 2011 r. wydobycie przesunięto na 2016 r. Francuzi i Norwegowie chcieli wiedzieć, jakie i ile ulg podatkowych i eksportowych spółka otrzyma od rosyjskich władz.

– Produkcja gazu łupkowego spowodowała znaczną obniżkę cen w USA. Chiny mówią, że mają wielkie zasoby tego gazu, a to będzie miało wielkie konsekwencje dla rynku. Stąd trudności Sztokmana: by był opłacalny, trzeba obniżyć jego koszty o minimum 10 proc. I chodzi nie tylko o nasze nakłady, ale i o warunki, które tworzy władza dla tego typu projektów – argumentował Peter Mellbay, wiceprezes Statoil.

Ale ani Kreml, ani Gazprom nie słuchały. Koszty wzrosły do 30 mld dol. W połowie 2012 r., gdy projekt znów został przesunięty, Statoil i Total miały dość. Norwegowie sprzedali swój pakiet we wrześniu.

Przez dziesięć lat męczenia się Gazpromu ze Sztokmanem łupki dały USA status lidera gazowego rynku. Amerykanie odebrali go Rosjanom cztery lata temu i dzierżą go do dziś.

Energetyka
Rosnące ceny energii zostaną przerzucone na spółki energetyczne? Jest zapowiedź
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Energetyka
Więcej gazu w transformacji
Energetyka
Pierwszy na świecie podatek od emisji CO2 w rolnictwie zatwierdzony. Ile wyniesie?
Energetyka
Trump wskazał kandydata na nowego sekretarza ds. energii. To zwolennik ropy i gazu
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Energetyka
Bez OZE ani rusz