Ministerstwo Energii już od dłuższego czasu szykowało się na ewentualne weto prezydenta. Według naszych informacji, resort energii na wypadek faktycznego weta chce złożyć nową ustawę dotyczącą bezpieczeństwa energetycznego, gdzie pojawi się kilka nowych rozwiązań dotyczących energetyki. Resort chciałby tam utrzymać zapisy dotyczące mrożenia cen energii, biogazowni, ale i liberalizacji lokowania farm wiatrowych na lądzie, ale już bez zapisu o 500 m. Inne przepisy, skracające czas realizacji inwestycji z 5-7 lat do nawet 3 lat, miałyby zostać.
Wiatr obniży ceny prądu?
Jakie skutki dla systemu energetycznego, ale i cen energii może nieść ze sobą ewentualne weto prezydenta? Mówił o tym kilka dni temu prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych Grzegorz Onichimowski na konferencji prasowej. Wskazywał, że ze względów bilansowych, często trzeba ograniczać produkcję ze źródeł odnawialnych, gdy jest „za dużo” energii, np. gdy świeci słońce. – Gdybyśmy mieli równowagę między źródłami słonecznymi i wiatrowymi, mimo budowy elastycznych jednostek gazowych (kogeneracyjnych lub produkujących samą energię), które są bardzo drogie i importowane, mogłyby one działać rzadziej. Nie osiągniemy tego bez lądowej energetyki wiatrowej w Polsce – podkreślił prezes. W kontekście cen energii wskazywał on, że już w ciągu półtora roku cena energii elektrycznej na rynku hurtowym w Polsce spadła o 30-40 proc. – Jednak ten proces obniżania cen zatrzyma się, jeśli nie tylko nie odblokujemy potencjału, ale również nie przyspieszymy budowy farm wiatrowych – mówił.
Ewentualne weto prezydenta może też spowodować, że w naszej energetyce w większym stopniu będziemy musieli się opierać o droższą technologię, jaką jest morska energetyka wiatrowa. Ograniczymy bowiem możliwość pojawienia się nowych źródeł energii w postaci lądowych farm wiatrowych. – Zmiana minimalnej odległości, od której można lokować farmy wiatrowe pozwoliłaby na zwiększenie podaży terenów potencjalnie nadających się pod nowe instalacje wiatrowe. Tym samym byłaby szansa na spadek ceny projektów wiatrowych, realizowanych przez deweloperów. Podaż nowych terenów jest obecnie ograniczona, zatem ich cena jest wysoka. Te wysokie koszty znajdują zaś swoje odzwierciedlenie w cenie energii z takiej instalacji. Im droższy projekt, tym droższa energia z takiego źródła – tłumaczy Piotr Maciołek, analityk rynku energii i były członek zarządu Polenergii.
Nasz rozmówca podkreśla jednocześnie, że dystans 500 m jest dla branży nadal istotny, ale jednak powoli, w porównaniu do sytuacji sprzed 5 lat, jego znaczenie spada. – To był bardzo ważny postulat decydujący o inwestycji jeszcze kilka lat temu. Dzisiaj, w ślad za postępującą technologią ten dystans traci na znaczeniu. Nowe inwestycje korzystają już z turbin o większej mocy powyżej 5 MW, sięgających nawet 7 MW. Więc liczba potencjalnych lokalizacji dla poszczególnych turbin potrzebna do zrealizowania inwestycji o konkretnej mocy spada i można nie lokować turbin bliżej niż 700 m, a więc tyle, ile wynosi obecnie minimalna odległość – mówi. Utrzymanie odległości 700 m wpływa więc na dostępność terenów dla nowych inwestycji, ale nie przekreśla możliwości dalszego rozwoju lądowej energetyki wiatrowej.
Z kolei Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej uważa, że rozwój energetyki wiatrowej może realnie obniżać koszty zarówno w gospodarstwach domowych, jak i w przemyśle, który dziś walczy o utrzymanie konkurencyjności na globalnym rynku. – Bez taniej i stabilnej zielonej energii polskie fabryki, zakłady produkcyjne i małe firmy tracą szansę na rozwój i mogą przegrywać z zagraniczną konkurencją, która od dawna korzysta z niskoemisyjnych źródeł – wskazuje PSEW.