To jednak nie zniechęca Gazpromu, bo wczoraj Rada Dyrektorów zatwierdziła rozbudowę sieci gazowej w obwodzie wołgogradzkim. Ponad 3 tys. km nowych połączeń w przyszłości ma zasilać właśnie South Stream.
Rurociąg, którym Rosja chce słać gaz przez Morze Czarne na południe Europy, omijając Ukrainę, nie może być wyłączony spod prawodawstwa unijnego i zasady dostępu stron trzecich. Próbował to – bez skutku – załatwić przedstawiciel rosyjskiego rządu Siergiej Szmatko w czasie ostatniej wizyty w Brukseli, gdzie omawiał skutki wprowadzenia w życie przez Wspólnotę tzw. trzeciego pakietu energetycznego.
To właśnie dzięki zapisom w pakiecie infrastruktura, czyli rurociągi i linie energetyczne mają mieć niezależnych operatorów i stać się ogólnodostępne.
Nie mając specjalnego statusu, SouthStream może być wykorzystywany do przesyłu gazu przez podmioty trzecie, a tego Gazprom też chciał uniknąć. Oznacza to bowiem utratę kontroli nad nim i obniżenie dochodów z przesyłu. Rosyjski potentat liczył na przychylność Brukseli, bo już raz – budując rurociąg przez Bałtyk do Niemiec – ją uzyskał. Z Nord Streamu korzystać będą tylko jego właściciele, a głównym jest właśnie Gazprom. Niechęć KE do South Streamu może oznaczać, że rosyjski koncern zdecyduje się na zwiększenie mocy i rozbudowę gazociągu przez Bałtyk.