Po tym, jak backloading przepadł w Parlamencie Europejskim, trafił ponownie na komisję środowiska (ENVI), która wcześniej była za tym rozwiązaniem. Komisja ma dwa miesiące na wypracowanie nowego stanowiska. Jednak we wtorek koordynatorzy ENVI ustanowili termin na składanie poprawek dotyczących backloadingu na 27 maja. Głosowanie w ENVI zaplanowano na 19 czerwca, a na początek lipca sprawa ma znów trafić na sesję plenarną. Bez debaty. Poprawki będą składane bezpośrednio do projektu komisji, bez normalnej procedury pisania raportu.
Te, które przejdą glosowanie zostaną poddane pod glosowanie plenarne en bloc, chyba że grupy polityczne lub 40 posłów poproszą o glosowanie rozdzielne. Nie mogą jednak składać poprawek. A to oznacza, że szansa na pozbycie się pomysłu backloadingu została stracona, bo poprawka odrzucająca nie przejdzie przez komisję środowiska. - Będziemy mogli co najwyżej odrzucić raport, ale to spowoduje pewnie kolejny powrót do komisji i tak dalej i tak dalej... – mówi „Rz" Konrad Szymański, euro poseł PiS. - To jest kneblowanie sesji plenarnej i przesuniecie całej władzy na komisję ENVI, która jak sie okazało ostatnio nie jest reprezentatywna dla całości PE – ocenia.
- Glosowanie na sesji plenarnej PE było sprzeciwem większości w stosunku do propozycji wycofania uprawnień do emisji CO2, czyli tzw. backloadingu. Komisja PE ds. Środowiska (ENVI) ma trudne zadanie, bo musi znaleźć sposób na uwzględnienie problemów, które maja przeciwnicy backloadingu. Backloading nie może już wrócić pod obrady w formie oryginalnie proponowanej przez KE, bo na tamten projekt nie wyraziła zgody większość w PE – mówi „Rz" Beata Jaczewska, wiceminister środowiska. - Na forum Rady UE ds. Środowiska nie widzimy żadnych zmian w stanowiskach państw członkowskich. Ministrowie środowiska mają swoje zdanie, ale często nie przekłada się to na stanowisko całych rządów. Czekamy na głosowanie Komisji PE ds. Środowiska i głosowanie w Radzie UE w lipcu – dodaje.
Dlaczego backloading jest dla Polski zły?
- Backloading to dla Polski de facto jeszcze wyższe koszty nieracjonalnej i szkodliwej polityki klimatycznej UE. Polska gospodarka, która opiera się na węglu, w dramatyczny sposób odczuje zmiany związane z ręcznym sterowaniem cenami uprawnień do emisji CO2, które bez wątpienia doprowadzą do znacznego wzrostu cen energii i ogrzewania. Ponieważ sektor energetyczny ma największy udział w emisji CO2 w Polsce to koszty związane z ich ograniczaniem obciążają znacznie całą gospodarkę. Sprawa backloadingu to zatem problem dla całego polskiego przemysłu. Pomimo tego stoimy w obliczu potrzeby dalszej industrializacji – powiedziała „Rz" Izabela Albrycht, prezes Insytytutu Kościuszki. Ceny uprawnień do emisji CO2 wpływają na prowadzenie działalności biznesowej głównie w energetyce i w sektorach charakteryzujących się wysoką emisyjnością – m.in. hutnictwie i koksownictwie, przemyśle rafineryjnym, cementowym, szklarskim, wapienniczym, chemicznym, papierniczym i wyrobów ceramicznych. - W sektorach tych udział energochłonnych instalacji jest ciągle wysoki, a zgodnie z postanowieniami pakietu energetyczno-klimatycznego, od 2027 r. wszystkie takie instalacje będą musiały kupować uprawnienia do emisji. Nie możemy także zapominać o tym, że wyższe ceny energii wpłyną na zwiększenie się ubóstwa energetycznego i koszt zakupu energii dla wszystkich Polaków – tłumaczy Albrycht.