O potrzebie wprowadzenia rynku mocy, jako jednym z kluczowych wyzwań polskiej elektroenergetyki, wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik mówił podczas spotkania rady programowej Eco Energy Summit – kongresu zaplanowanego na 14–16 października w Rzeszowie. Redakcja „Rzeczpospolitej" jest organizatorem tego wydarzenia we współpracy z Atria Events.
Osiem krajów już to ma
Rynek mocy to jeden ze sposobów wsparcia producentów. Polega na wynagradzaniu ich za gotowość do dostarczenia w razie potrzeby energii do systemu. Zdaniem wiceministra skarbu można tę kwestię podjąć w dyskusji nad kształtem polityki energetycznej Polski.
– W ośmiu krajach UE są już stosowane tego typu mechanizmy, choć różnie nazywane: czy to rynek mocy, czy kontrakty różnicowe – mówił Gawlik. Jego zdaniem Polska musi podjąć decyzję w tej sprawie, by inwestycje firm były przewidywalne z ekonomicznego punktu widzenia. – Jeśli tego kroku nie zrobimy, to zawsze spółka energetyczna, podejmując aktywność na terenie Polski, będzie w gorszej sytuacji niż jakikolwiek inny podmiot – mówił wiceminister.
Na wprowadzenie rynku mocy liczą polskie grupy energetyczne. Także część ekspertów uważa to rozwiązanie za konieczne. Zdaniem prof. Władysława Mielczarskiego z Politechniki Łódzkiej jest ono potrzebne, a prace nad jego przygotowaniem powinny zacząć się na dobre bardzo szybko. – Chodzi o stworzenie systemu zachęt ekonomicznych dla producentów energii, by inwestowali w aktywa wytwórcze, które zapewnią rezerwę w systemie i zapobiegną jego destabilizacji – mówił prof. Mielczarski. W jego opinii Polska, opierając się na modelach stosowanych w Europie, powinna opracować własny. I to na tyle szybko, by za dwa lata mógł zostać wprowadzony.
Kompromisu brak
Ministerstwo Gospodarki analizuje różne warianty rozwiązań, podobnie firmy sektora, ale jednego – kompromisowego – nadal brak. Tymczasem z analiz wynika, że w Polsce konieczna jest, oprócz już rozpoczętych i planowanych, budowa bloków o mocy kilku tysięcy megawatów, które są bardzo kosztowne.