– Po słabszym I kwartale ten drugi wyglądał już lepiej – mówi „Parkietowi” Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku. – Oczywiście, mowa o wynikach skorygowanych o zdarzenia jednorazowe, bo ten kwartał był zniekształcony m.in. o zyski z darmowych uprawnień do emisji CO2 (firma podkreśla, że największy wpływ na wynik miał przydział darmowych uprawnień do emisji wycenianych na około 1,4 mld zł – przyp. red.). Myślę, że kolejne będą kontynuować ten trend. Przy tak niewielkich oczekiwaniach jest zatem więcej pozytywów niż negatywów – dodaje.
Zielona rewolucja to jedno, ale PGE pozostaje firmą opartą przede wszystkim na energetyce konwencjonalnej. To tam powstaje lwia część z wyprodukowanych w minionym półroczu 29,5 TWh energii elektrycznej. Przy inwestycjach w 5. i 6. blok elektrowni w Opolu, budowie bloku 7 w Turowie, inwestycje w OZE wydają się być skromnym dodatkiem. Energetyka konwencjonalna ma też – wraz z Dystrybucją – największy udział w zysku EBIDTA firmy (odpowiednio 2106 i 1211 mln zł).
„Zysk netto dla akcjonariuszy wyniósł w I półroczu 1,7 mld zł, czyli o 33 proc. więcej niż rok wcześniej” – dodaje też koncern. – „W samym II kwartale tego roku zysk netto wyniósł 1,1 mld zł, czyli o 223 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku” – czytamy.
Bloomberg
Szkopuł w tym, że we wtorek – a więc tuż po ogłoszeniu szczegółowych wyników – notowania akcji PGE na GPW spadły o niemal 5 proc. – Po kursie widać, że nie wszystkim się te wyniki podobają – kwituje jeden z analityków, prosząc o anonimowość. Przynajmniej część inwestorów ma odbierać wyniki PGE jako mało wiarygodne, czy właściwie – wynikające ze wspomnianych już „jednorazowych wydarzeń”, które skrywają bardziej pesymistyczny obrazek. – 200 milionów zgubili na samych pensjach – słyszymy kwaśny komentarz do podwyżek w firmie.