Odejście od paliw kopalnych jest przesądzone. Decydują o tym zarówno kwestie środowiskowe, jak i biznesowe. Polski Instytut Ekonomiczny w raporcie opublikowanym w końcu zeszłego roku informował, że gdyby Polska pozostała przy węglu, cena energii elektrycznej na rynku hurtowym w latach 2030–2060 wzrosłaby średnio o 120 proc. w porównaniu ze scenariuszem przyspieszonego rozwoju OZE. „Kontynuacja obecnego tempa transformacji energetycznej z budową wielkoskalowej energetyki jądrowej będzie natomiast oznaczać wzrost kosztów energii o 58 proc.” – informuje PIE.
W raporcie podkreślono, że inwestycje w nieodnawialne źródła energii generują dużo niższe zyski niż inwestycje w energetykę zero- i niskoemisyjną. Wydanie jednego dolara na OZE przynosi gospodarce 150 proc. zwrotu. Średnioterminowy mnożnik wpływu inwestycji w odnawialne źródła energii na PKB, według Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wynosi 1,5. Wyższym mnożnikiem charakteryzuje się energetyka jądrowa – w tym przypadku inwestycje przynoszą zwrot w wysokości blisko 400 proc. Z kolei w przypadku inwestycji w nieodnawialne źródła energii wskaźnik waha się między 0,47 a 0,62. A to oznacza, że jest trzykrotnie niższy niż dla OZE i około ośmiokrotnie niższy niż dla energetyki jądrowej. Dodatni wpływ energetyki konwencjonalnej dla gospodarki jest niższy od poniesionych na nią wydatków.
Węgiel? To się nie spina
W Polsce działa obecnie około 20 kopalń węgla kamiennego, a zatrudnienie w sektorze na koniec lipca wynosiło 75 tys. osób. Zgodnie z umową społeczną, górnictwo węgla kamiennego ma funkcjonować w kraju do 2049 r. Wtedy ma zostać zamknięta ostatnia kopalnia.
Polska węglem stoi i trzeba to wykorzystać – takie głosy pojawiały się wielokrotnie na przestrzeni lat. Jednak to nic innego jak zaklinanie rzeczywistości. Polski węgiel jest drogi. Wpływają na to warunki geologiczne (surowiec zalega na dużych głębokościach), mało wydajna produkcja i wysokie koszty pracy. W latach 2016–2023 koszt wydobycia węgla kamiennego w kraju wzrósł aż o 283 proc., z 246 zł do 942 zł za tonę ekwiwalentu węgla. Polsce bardziej opłaca się sprowadzać surowiec z odległych zakątków świata, z Australii, Kolumbii, Stanów Zjednoczonych czy Kazachstanu. To problem dla polskich kopalń.
Rynki reagują na te trendy. Na przestrzeni dekady zużycie węgla kamiennego spadło o około 17 mln ton (23 proc.), a wydobycie zmniejszyło się o 24,9 mln ton (34 proc.). Jednocześnie import netto wzrósł o 10,7 mln ton (733 proc.). Takie dane przytacza Forum Energii w raporcie „Transformacja energetyczna w Polsce”.
W samym 2023 r. zużycie węgla kamiennego wyniosło około 57 mln ton, o 8 mln ton mniej niż rok wcześniej. Z kolei wydobycie w kraju ukształtowało się na poziomie 48,4 mln ton. Aż 85 proc. węgla kamiennego energetycznego zużyto do produkcji energii elektrycznej i ciepła, a pozostałe 15 proc. trafiło do innych gałęzi gospodarki. Najbardziej widoczny jest spadek popytu na surowiec w sektorze produkcji energii elektrycznej, wyniósł on rok do roku aż 20 proc.
Spada też zużycie węgla brunatnego. W ciągu dziesięciu lat zmniejszyło się o 23,2 mln ton (37 proc.). Z kolei w minionym roku spadło rok do roku o 14,4 mln ton (27 proc.) i wyniosło 54,4 mln ton. Węgiel brunatny wykorzystywany jest niemal wyłącznie w sektorze energii.
Kierunek OZE i atom
Inwestycje w OZE obejmują już blisko 80 proc. globalnych bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Nic dziwnego, realizujący tego typu projekty mogą liczyć na preferencyjne warunki finansowania przez banki projektów związanych z technologiami zeroemisyjnymi. Poza tym popyt na zieloną energię będzie rósł. To kolejna motywacja do rozwijania sektora. Zielona rewolucja jest w toku. Europejski Zielony Ład wytycza cel neutralności klimatycznej na 2050 r. Jest programem systemowej przebudowy gospodarki, dotyka różnych sektorów, nie tylko energetyki, ale też transportu, rolnictwa, budownictwa. Jego częścią jest Fit for 55, który z kolei określa zobowiązania i przepisy do 2030 r.
Polska realizuje inwestycje od dłuższego czasu. Moc zainstalowana fotowoltaiki przekracza 18 GW, a lądowych elektrowni wiatrowych wynosi około 9,5 GW. O ile inwestycje w energetykę słoneczną skutecznie wspierały programy rządowe, o tyle budowa wiatraków na lądzie była już przez ostatnie lata blokowana ustawą 10H, która uniemożliwiała stawianie nowych jednostek w odległości bliższej niż dziesięciokrotność wysokości elektrowni wiatrowej, co praktycznie wstrzymało wszelkie nowe projekty. Polska duże nadzieje pokłada w morskiej energetyce wiatrowej, która może dołożyć do systemu do końca tej dekady 6 GW. Potencjał jest duży, to doskonałe miejsce do rozwoju offshore, m.in. ze względu na panującą tu wietrzność.
Presja na zazielenianie krajowej energetyki jest duża. Od 1990 r. redukcja emisji gazów cieplarnianych netto w Polsce wyniosła 18,3 proc., tymczasem na terenie całej UE było to 32,5 proc. Musimy odchodzić od węgla, by intensywniej ograniczać emisje, zapobiegając dalszym zmianom klimatycznym, chroniąc środowisko i samych siebie, a także dążąc do zapewnienia konkurencyjności polskim firmom. Dlatego tak ważne jest likwidowanie barier, które stoją na przeszkodzie transformacji, począwszy od przyjęcia korzystnej legislacji, w tym umożliwiającej budowę wiatraków na lądzie, poprzez skrócenie procedur administracyjnych, po programy wsparcia.
Konieczna jest budowa nowych źródeł OZE. Elektrownie wiatrowe czy słoneczne uzależnione są jednak od pogody. Trzeba więc myśleć jednocześnie o stabilnych źródłach energii, które będą uzupełniały deficyt, gdy nastanie bezwietrzna czy pochmurna pogoda.
Skoro nie węgiel, to gaz. Błękitne paliwo zostało uznane za paliwo przejściowe transformacji i przez jakiś czas powinno zabezpieczać krajowy system. Przynajmniej do momentu, gdy powstanie w Polsce elektrownia jądrowa. Nie ma czasu na zwłokę, bo ze względu na zaawansowany wiek części elektrowni węglowych i niską efektywność ich produkcji, stopniowo zamykane będą najstarsze jednostki, powodując ubytek z rynku kolejnych gigawatów.
Tymczasem popyt na prąd będzie rósł w związku z postępującą elektryfikacją przemysłu, czy rozwojem elektromobilności.
Czas nagli, wyzwań nie brakuje
Ze względu na zaszłości historyczne i dotychczasowy miks energetyczny Polska ma przed sobą trudne zadanie – musi realizować cele nakreślone przez Komisję Europejską ze zdwojonym wysiłkiem. To, co dla dla wielu zachodnich krajów jest bardzo ambitnym planem reformy gospodarki, dla Polski jest niczym skok w przepaść na cienkiej lince. Trzeba zasypywać dziurę węglową, nie mając alternatywy w atomie, gasząc przy tym pożary społeczne i dbając o kondycję regionów opierających się na węglu i ich mieszkańców.
Forum Energii w przytaczanym wcześniej raporcie wskazuje, że nowy rząd musi stawić czoła licznym wyzwaniom w sektorze energetyki. Konieczne są remonty, poprawa stanu sieci dystrybucyjnych i przesyłowych, wydzielenie z grup energetycznych aktywów węglowych.
Do tego dochodzi mierzenie się z problemami upadającego górnictwa. Think tank zaznacza, że elektrownie węglowe wymagają wsparcia finansowego, bo nie są w stanie na siebie zarobić. Do 2028 r. będą korzystać z rynku mocy, a później zaczną przynosić straty. Będę jednak wciąż potrzebne.
„Gdyby miały decydować kryteria wyłącznie ekonomiczne, węgiel z energetyki i ciepłownictwa zniknąłby w Polsce do 2030 r.” – podkreśla Forum Energii. Tak jednak się nie stanie, nie tylko dlatego, że energia węglowa będzie jeszcze jakiś czas potrzebna, ale też dlatego, że regiony górnicze muszą być potraktowane uczciwie i dostać czas na przygotowanie się na zmianę. Ale już odejście od węgla w horyzoncie 2035 roku jest zdaniem think tanku możliwe.
Skomplikowana sytuacja wymaga skoordynowanych działań i jasnego przejrzystego planu, który będzie mapą drogową dla administracji rządowej, samorządów, przedsiębiorstw oraz banków. Powinny to być wytyczne, które będą realizowane przez polityków w długim okresie, niezależnie od wyniku wyborów.
Tylko wtedy będziemy mieć szansę na skuteczne przeprowadzenie transformacji, zachowanie konkurencyjności polskiego przemysłu i poprawę jakości życia w Polsce.