Skala wydatków, które trzeba ponieść, by zazielenić gospodarkę, jest ogromna. Mimo wsparcia unijnego, finansowanie inwestycji pozostaje wyzwaniem.

Jak wynika z Polityki energetycznej Polski do 2040 r., tylko w latach 2021–2040 wartość inwestycji związanych z transformacją może sięgnąć około 1,6 bln zł. W dokumencie wskazano, że inwestycje w sektorze paliwowo-energetycznym pochłoną 867–890 mld zł, a nakłady w sektorze wytwórczym energii elektrycznej sięgną 320–342 mld zł.

Oszacowania kosztów podjęły się też w swojej analizie PSEW i Instytut Jagielloński. Z publikacji wynika, że łączne koszty elektroenergetyki w Polsce w związku z transformacją w latach 2025–2040 wyniosą, w zależności od przyjętego wariantu, od 1,56 bln zł (przy założeniu wolniejszego tempa przemian) do 1,69 bln zł (przy szybkim tempie zmian). Przy czym, jak zaznaczają autorzy raportu, szybka transformacja przyniosłaby w omawianym okresie blisko 116 mld zł oszczędności dla odbiorców.

Transformacja to program przemian całej gospodarki. By przeprowadzić proces zakrojony na tak szeroką skalę, potrzeba przejrzystego, dalekosiężnego planu, który będzie realizowany na przestrzeni dekad, niezależnie od tego, kto znajdzie się u władzy. Trzeba skoordynować działania, by były jak najbardziej efektywne. I mieć z tyłu głowy, że to jedyna słuszna opcja, również pod względem biznesowym. Brak transformacji niesie ze sobą poważne konsekwencje – bardzo wysokie koszty energii i utratę konkurencyjności przemysłu oraz lokalnych firm. Niedawno minister klimatu i środowiska Paulina Henning-Kloska mówiła, że tylko w 2022 r. na import paliw kopalnych wydaliśmy 250 mld zł, a w 2023 r. 140 mld zł. Utrzymywanie tego stanu rzeczy się zwyczajnie nie opłaca. Do transformacji trzeba podejść jak do procesu biznesowego. Tworzyć biznesplany, jak w przypadku każdej inwestycji.

Przedstawiciele sektora bankowego coraz częściej wspominają, że muszą to być projekty komercyjne. Inwestorzy nie powinni „luzować” zasad, mając na względzie programy wsparcia. Kluczowe jest podejście komercyjne.

Banki są na tak, ale...

Mimo że zielony kierunek rozwoju zyskał powszechną akceptację, problemów i wyzwań nie brakuje. Banki i instytucje finansujące gotowe są pożyczać środki na zielone inwestycje. Instytucje zobligowane są do pokazywania śladu węglowego w swoich portfelach. Zwiększanie liczby zielonych projektów i inwestycje w rozwój czystej energetyki są im na rękę. Takie projekty mogą też liczyć na korzystniejsze warunki kredytowe. Jednocześnie z tego samego powodu banki nie chcą finansować technologii emisyjnych. To poważny problem dla krajowych grup energetycznych, które posiadają aktywa węglowe. Coraz więcej międzynarodowych banków nie finansuje nie tylko inwestycji związanych bezpośrednio z „brudną” energią, ale także inwestycji „czystych” realizowanych przez grupy posiadające niepożądane aktywa. Inne takim podmiotom oferują gorsze warunki kredytowania. Podobnie jest z ubezpieczycielami.

Poprzedni rząd planował wydzielenie aktywów węglowych do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, by uwolnić potencjał inwestycyjny firm energetycznych. Pomysł nie został jednak wdrożony ani przez poprzedników, ani przez obecną władzę. Spółki z sektora energii mają przed sobą mnóstwo wydatków związanych z transformacją, potrzebują ogromnych kwot na budowę nowych zero- i niskoemisyjnych źródeł. Węgiel jest dla nich kulą u nogi.

Podejście krajowych banków do transformacji przebadał PwC. Ze styczniowego raportu „Zielone finanse po polsku” bazującego na wynikach anonimowej ankiety przeprowadzonej wśród przedstawicieli banków w Polsce wynika, że 92 proc. ankietowanych ogranicza finansowanie sektorów uważanych za kontrowersyjne w kontekście zrównoważonego rozwoju, w tym wysokoemisyjnych. 83 proc. badanych wskazało, że odpowiednio dobierają ofertę produktową, by wesprzeć klientów w przejściu na zrównoważoną gospodarkę. Najczęściej wymieniano rozwój kredytów na inwestycje mające na celu ograniczenie emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych oraz kredytów z dopłatami z krajowych lub unijnych funduszy wsparcia transformacji środowiskowej lub przejścia na zrównoważoną gospodarkę. Natomiast 75 proc. deklaruje, że wdraża aktywną współpracę z klientami w zakresie ich transformacji.

Zaznacza się też ryzyko podnoszenia przez krajowe banki kosztów finansowania tzw. brudnych inwestycji lub działalności. Na razie mówi o tym tylko 2 z 12 respondentów, ale jeszcze w 2022 r. takiej opcji nie rozważał żaden bank.

„Może to być początek trendu rekompensowania przez banki kosztu ryzyka związanego z czynnikami ESG. Jednocześnie duża część banków, zwłaszcza posiadających zagranicznego właściciela, deklaruje w swoich strategiach ESG odejście od finansowania paliw kopalnych oraz produkcji energii elektrycznej z tych paliw albo już wycofała się z takiego finansowania, co może wkrótce stanowić istotny problem w finansowaniu bieżącej działalności oraz w transformacji tych sektorów (niedostępność kredytu obrotowego, inwestycyjnego czy też mniejszy popyt/wyższe oczekiwane zwroty w przypadku papierów dłużnych tych firm). Brak skoordynowania działań banków z krajowym planem na rzecz transformacji energetycznej może stać się dużym wyzwaniem w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju” – zaznacza PwC.

Trudne otoczenie ciąży inwestorom

Mimo ambitnych celów związanych z ograniczaniem emisji i programów wspierających zielone inwestycje, część z nich jest odkładana. Takie decyzje podjął m.in. Vattenfall, który latem ubiegłego roku wstrzymał prace przy morskiej farmie wiatrowej w Wielkiej Brytanii. Decyzję uzasadnił znacznym pogorszeniem się warunków rynkowych. Z kolei duński Ørsted pod koniec zeszłego roku zrezygnował z dwóch projektów farm wiatrowych u wybrzeży Ameryki. Podobnie BP porzucił inwestycje wiatrowe na amerykańskich wodach. Inwestorzy tłumaczyli to problemami z łańcuchami dostaw, co przekłada się na opóźnienia prac. Kolejnym czynnikiem była inflacja, drożejące produkty i usługi. Wskazywali też na problem rosnących stóp procentowych. Pod koniec sierpnia Equinor informował o anulowaniu projektów morskiej energetyki wiatrowej w Hiszpanii i Portugalii. Wcześniej zrezygnował z inwestycji w Wietnamie. Jako przyczynę wskazał również rosnące koszty inwestycji. Widać, że trudne warunki rynkowe potrafią skutecznie zablokować inwestorów.

Komisja Europejska, odpowiadając na bolączki sektora, przedstawiła w zeszłym roku Wind Power Action Plan, celem jest utrzymanie zdrowego i konkurencyjnego łańcucha dostaw energii wiatrowej, z bezpiecznym harmonogramem projektów. Zakłada on m.in. szybsze wdrażanie projektów, ulepszenie aukcji wiatrowych, rozwój wykwalifikowanej siły roboczej i ścisłą współpracę z przemysłem i poszczególnymi państwami europejskimi. Ważnym elementem planu jest też zapewnienie inwestorom dostępu do finansowania. Aby przyspieszyć inwestycje i finansowanie produkcji komponentów w Europie, Komisja zadeklarowała ułatwienie dostępu do środków unijnych, zwłaszcza za pośrednictwem funduszu innowacyjnego. Z kolei Europejski Bank Inwestycyjny udostępnić miał gwarancje ograniczające ryzyko.

To niezwykle ważne, bo ryzyk nie brakuje. Projekty są rozciągnięte w czasie, wymagają uzyskania wielu zgód. Długi czas realizacji oznacza późniejszy zwrot z inwestycji. Po drodze na inwestorów czekają liczne pułapki, jak choćby wspominana już kilkakrotnie inflacja i rosnące koszty projektów czy problemy z łańcuchem dostaw. Spiętrzenie inwestycji w jednym czasie oznacza liczne wyzwania związane z dostępnością wyspecjalizowanych ekip, jednostek pływających, komponentów i surowców. Obawy budzą też polityka i legislacja. Zmiany w przepisach prawa, w doborze technologii nie służą stabilności. Gdy do tego dołożyć geopolitykę, liczne napięcia międzynarodowe i regularną wojnę toczącą się w środku Europy, mamy całkiem pokaźny zestaw zagrożeń. A każde z nich jest uwzględniane w procesie przyznawania finansowania i określania jego warunków.

Cenny czas

Niezwykle ważną kwestią przy tego typu projektach są harmonogramy i terminy realizacji inwestycji. Polska na tym tle nie wygląda zbyt dobrze. Uzyskiwanie niezbędnych zgód administracyjnych zajmuje bardzo dużo czasu. To dlatego zrzeszenia firm branżowych apelują o wzmocnienie kadrowe administracji, zatrudnienie kolejnych specjalistów, by urzędy nadążyły za potrzebami inwestorów. W przypadku wiatraków lądowych inwestycja w Polsce trwa od siedmiu do nawet dziewięciu lat. I nie dzieje się tak dlatego, że inwestorzy nie byliby w stanie zrobić tego szybciej.

Jedną z przyczyn jest wydłużony proces wydawania zgód. Inna kwestia to oczekiwanie na przyłączenie gotowych już projektów do sieci. Odmowy są na porządku dziennym, czasem oczekiwanie trwa kilkanaście miesięcy. Sieci są niedoinwestowane, konieczna jest modernizacja istniejącej infrastruktury i budowa nowej. Problemem jest też zbyt krótki czas na wykorzystanie środków pomocowych. Przy takim tempie uzyskiwania zgód duża część wsparcia może nie zostać wchłonięta.

Realizacja celów, które nakreśla Europejski Zielony Ład, wymaga sprawności, decyzyjności, dobrej organizacji i współpracy – między instytucjami, sektorami, władzą centralną a samorządową, między legislatorami a biznesem itd. Finansowanie bankowe powinno być zsynchronizowane z udostępnianiem funduszy publicznych. Bo inwestorzy realizujący tak duże projekty muszą pozyskiwać środki z różnych źródeł. Niezbędne jest sprawne udostępnianie funduszy unijnych na poziomie rządu i samorządów i wsparcie od strony legislacyjnej, zapewniające stabilne, przewidywalne otoczenie. A także sprawne zarządzanie budżetem wewnątrz samych organizacji.