Związki zawodowe domagają się wypłaty rekompensaty dla pracowników PGG za miesiące wrzesień, październik, listopad i grudzień "w związku ze zwiększonym wysiłkiem załóg górniczych PGG, aby dostarczyć do odbiorców dodatkowe ilości węgla wydobywanego w dni wolne od pracy".
Sprecyzowano, że średnie wynagrodzenie w Polskiej Grupie Górniczej SA na koniec roku 2021 powinno wynieść 8200 złotych brutto. Obecnie wynosi ono 7829 zł brutto.
Już w połowie listopada organizacje wchodzące w skład Pomocniczego Komitetu Sterującego PGG zażądały rozpoczęcia rozmów na temat podwyżek dla pracowników PGG. Ostrzegły, że brak podwyżek w tym roku "doprowadzi nieuchronnie do konfliktu społecznego". - Bezpośrednią przyczyną tak zdecydowanego stanowiska strony społecznej jest niespotykana od 20 lat inflacja, przez co realna wartość wynagrodzeń spada coraz szybciej – argumentuje górnicza Solidarność.
Przewodniczący górniczej "Solidarności" Bogusław Hutek, powiedział, że legły w gruzach plany zastępowania węgla tanim gazem, przerzucając jednocześnie odpowiedzialność na sektor energetyczny. - Ceny gazu skoczyły do góry o kilkaset procent, drogi i niepewny - ze względu na zmienną pogodę - jest prąd z odnawialnych źródeł energii. Nagle okazało się, że jak trwoga, to do węgla. Od sierpnia mamy wręcz do czynienia ze wzrostem eksportu energii za granicę, bo dla zagranicznego odbiorcy prąd z węgla, mimo obciążenia unijnym "podatkiem klimatycznym", i tak jest tańszy – mówi Hutek. Jak przykład złego – jego zdaniem – traktowania górnictwa przez energetykę wskazuje przykład Tauronu, który najpierw wypowiedział Polskiej Grupie Górniczej umowę na rok 2021 i z zakontraktowanych 1,8 mln t węgla odebrał ledwie połowę, po czym w październiku cofnął złożone wcześniej wypowiedzenie umowy. – PGE Polska Grupa Energetyczna na początku tego roku zmniejszyła zapotrzebowanie na węgiel z 7,8 mln t do 5,5 mln t, a teraz znów chce realizować wcześniejszą wysokość kontraktu. To jest niepoważne. Oni co kilka miesięcy zmieniają zdanie i chcą zmusić górnictwo do tego, by spełniało ich bieżące zachcianki – powiedział. Zwrócił uwagę, że zwiększenie wydobycia o 1,5-3 mln t oznacza dla spółki typu PGG koszt rzędu 500-800 mln zł i czas oczekiwania sięgający 8-12 miesięcy. – Nie mamy żadnej pewności, że za rok spółki energetyczne po raz kolejny nie zmienią zdania, co dla spółki węglowej oznaczałoby kilkusetmilionowe straty wynikające z niepotrzebnie przeprowadzonej inwestycji – zauważył związkowiec. Jego zdaniem Licząc od 2010 r. do dzisiaj łącznie cztery polskie grupy energetyczne zaoszczędziły na zakupach polskiego węgla kwotę szacowaną na 6,3 mld zł.
Wyjaśnił też, skąd – jego zdaniem negatywna– bierze się postawa zarządzających spółkami energetycznymi.
– Zawsze było tak, że w zderzeniu bogatych spółek energetycznych z biednymi spółkami węglowymi te drugie były na straconej pozycji. Spółki energetyczne stać na sponsoring wielu inicjatyw, które są na rękę rządzącym, więc ci dają im potem "wolną rękę" w relacjach ze spółkami węglowymi, choć właścicielem jednych i drugich jest Skarb Państwa. Musiało być zatem przyzwolenie ze strony rządu, by energetyka mogła w tak nieuczciwy sposób traktować Polską Grupę Górniczą i pozostałe spółki węglowe. Czasami zresztą wydaje mi się, że to szefowie spółek energetycznych sprawują nadzór nad politykami Prawa i Sprawiedliwości, choć powinno być odwrotnie – skomentował. W opinii związkowca w sytuacji poprawy koniunktury na węgiel, zarządy spółek węglowych powinny zdobyć się na odwagę i zrobić dokładnie to samo, co przez długi czas robiła energetyka - przestać realizować kontrakty, poszukać kontrahentów za granicą i sprzedawać wydobyty węgiel po znacznie wyższych cenach. – A spółki energetyczne... Skoro nie miały problemu, by w swoim czasie kupować węgiel i energię za granicą - kupiły jej w samym tylko roku 2020 około 14 terawatogodzin - niech teraz spróbują zrobić to samo. Zobaczymy, po ile im "zagranica" sprzeda tę energię i kto na tym wszystkim wyjdzie lepiej – zakończył przewodniczący górniczej "Solidarności".