Węgiel zbierał się tam konsekwentnie od początku roku, bowiem nadwyżki notuje się już praktycznie co miesiąc. Rekordowa wypadła w lipcu (600 tys. ton), co nieco wyrównało wynik za czerwiec (300 tys. ton). Wydobycie w polskich kopalniach waha się w granicach 4,7–5,3 mln ton – w sierpniu wypadła akurat statystyczna średnia: 5 mln ton, z których udało się sprzedać 4,6 mln ton.

""

Adobe Stock

Foto: energia.rp.pl

Wydobycie nie zmienia się zatem w stosunku do poprzedniego roku, ostatecznie – w skali całego roku – być może będzie nieco mniejsze. Za to sprzedaż surowca wypada znacznie gorzej: w sierpniu sprzedano o 900 tys. ton mniej niż w analogicznym miesiącu poprzedniego roku. Zapasy są też znacznie większe, bowiem w sierpniu 2018 r. na zwałach było 2,1 mln ton surowca.
Analitycy w rozmowach z „Rzeczpospolitą” zastrzegają, że zmniejszony popyt może wynikać z faktu, że energetyka zdążyła już odbudować zapasy, których w ubiegłym roku się pozbyła. Problem polega na tym, że jeśli doda się to, co leży na przykopalnianych zwałach do tego, co zaoszczędziła energetyka – uzyskamy 13 mln ton zapasów. Sytuacja nie sprzyja zatem większym zakupom.

""

Foto: energia.rp.pl

Nie sprzyjają im też ceny. „Na bramie” znacznej większości śląskich kopalń Polskiej Grupy Górniczej wynoszą dziś od 700 do 835 zł za tonę. Ceny węgla na rynkach światowych sięgają 62,60 dol. za tonę (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia, tzw. ARA) czy 64,05 dol. (Richards Bay, RPA), co oznacza, że są ponad dwukrotnie niższe.
Korekty w dół cen krajowych – i w górę cen zagranicznych – nie są w stanie zasypać tej różnicy. Płynie z tego smutny wniosek, że w obecnych okolicznościach na zmniejszenie importu nie ma co liczyć. Polscy odbiorcy surowca będą nadal kupować węgiel importowany – nie z braku surowca w kraju, lecz z powodu zbyt wysokiej ceny surowca ze Śląska.