Czy zmniejszenie odległości lokowania farm wiatrowych od najbliższych zabudowań z 700 do 500 metrów pozwoli na budowę nowych farm wiatrowych?
Ustanawianie barier w lokowaniu farm wiatrowych poprzez jedną sztywną odległość nie jest oparte na czynnikach merytorycznych, środowiskowych, lokalizacyjnych. Niemniej jednak zmniejszenie dystansu minimalnego do 500 metrów otwiera nam dodatkowe możliwości rozwoju poprzez poszerzenie obszaru lokowania nowych turbin, a także pozwala na lokalizowanie farm wiatrowych w województwach, gdzie lądowe farmy wiatrowe były dotychczas rzadkością. Nie zawsze jednak będziemy korzystać z możliwości bliższego usytuowania farm wiatrowych od najbliższych zabudowań. Wynika to bowiem z faktu, że zawsze badamy inne warunki oddziaływania na zabudowę, jak np. hałas, a także tzw. efekt migotania cienia, a więc rzucania cienia przez wiatrak.
Czy ten projekt pozwoli na przyspieszenie budowy nowych farm wiatrowych? Obecnie trwa to pięć–siedem lat.
Docelowo tak powinno się stać, ale minie sporo czasu, zanim wszystkie strony tego procesu, tj. firmy oraz samorządy, nauczą się realizacji przyspieszonej formy miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego (MPZP), a więc zintegrowanych planów inwestycyjnych. Może to zająć miesiące, a nawet lata ze względu na obawy samorządów co do interpretacji lub możliwości popełnienia błędów, a także odwoływania do sądów już uchwalonych ZPI. Dlatego też nie da nam to szybciej energii z wiatru do 2030 r. Jednocześnie uważamy, iż długoterminowo może to skrócić realizację MPZP. Chciałbym dodatkowo zwrócić uwagę na wątpliwości, jakie budzą uzgodnienia ZIP z sąsiednimi gminami. Konieczność uzyskania zgody na realizację inwestycji wiatrowej przez sąsiednią gminę może być pretekstem do rozgrywania innych interesów między samorządami. Ta procedura może być krótsza, ale nie dla każdej lokalizacji. Z kolei na plus trzeba dostrzec możliwość partycypowania finansowo firm przy sporządzaniu MPZP przez gminy. Te często nie mają środków na realizację takich planów.
Czytaj więcej
Po konsultacji projektu rozporządzenia ministerstwo klimatu podniosło maksymalną cenę zakupu ener...
Ustawodawca chce także usprawnić możliwość korzystania z 10 proc. energii wytworzonej z farmy wiatrowej przez mieszkańców sąsiadujących z taką inwestycją. Obecnie jednak te przepisy wydają się martwe…
To prawda. Taka możliwość w prawie istnieje od roku, ale nikt nie wie, jak z tych przepisów korzystać. Jest tu dużo niejasności. Ustawodawca powinien wprowadzić praktyczny instruktaż, jak korzystać z tego mechanizmu lub uprościć przepisy.
W tym roku dochodziło nawet do kilkudziesięciu nierynkowych redukcji mocy instalacji fotowoltaicznych dokonywanych przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne w efekcie nadmiaru energii z OZE. Jakie były koszty takich redukcji dla waszej firmy?
Koszty to kilka procent utraconych przychodów z perspektywy każdego projektu fotowoltaicznego. Patrząc na kwoty, to idą one w miliony złotych. Przysługują nam rekompensaty. Z uzyskanych do tej pory jednostkowych odszkodowań jest to średnio ok. kilkunastu złotych za MWh, a zdarza się czasami nawet ok. 1–2 zł za MWh. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że nie pokrywa to nam utraconego przychodu, bowiem fotowoltaika w Polsce ma ograniczony czas produkcji w roku. W bieżącym roku, a w szczególności na wiosnę, mieliśmy do czynienia z wieloma wyłączeniami instalacji fotowoltaicznych. Teraz, w okresie jesiennym, możemy tego samego spodziewać się w przypadku zarówno instalacji wiatrowych, jak i fotowoltaicznych. Skala wyłączeń może być nawet wyższa niż w lecie, gdyż na jesieni więcej energii produkujemy z farm wiatrowych. Musimy pamiętać, że to nie tylko kwestia mniejszych przychodów tego czy innego inwestora. Mniejsza pewność przychodów może zniechęcać banki do kredytowania takich inwestycji w przyszłości, co przełożyć się może na spowolnienie rozwoju OZE w Polsce.