Wrażenie musiało być pozytywne, bo węgierski deputowany i szef parlamentarnej komisji ds. przemysłu, badań i energetyki Bela Kovac od razu ogłosił, że Gazprom "raczej" kary Komisji Europejskiej nie zapłaci.
- To moje prywatne zdanie - zastrzegł Kovac i dodał, że oczywiście "zagrożenie karą jest", ale on sam jest zwolennikiem rozmów i porozumienia, podała agencja Prime-TASS.
W tym samym czasie, gdy deputowani oglądali zakłady wydobywcze w Nowym Urengoju, wiceprzewodniczący departamentu ds. kontaktów z Rosją Komisji Europejskiej Sven-Olov Carlsson, zapowiedział na konferencji prasowej, że dochodzenie wobec Gazpromu może długo potrwać.
- Żadnych terminów tu nie ma. Poza ośmioma państwami już objętymi śledztwem (w tym Polska-red) mogą się pojawić następne - wyjaśnił.
Zgodnie z antymonopolowym prawem Unii Gazpromowi, w wypadku udowodnienia zawyżania cen i stosowania praktyk monopolistycznych w poszczególnych krajach (o to wprost Rosjan oskarżyła już Litwa), grozić może w sumie nawet 4 mld dol. kary.