Gdański koncern energetyczny Energa chce wybudować w Siarzewie zaporę na Wiśle wraz z elektrownią wodną. Spółka jest już właścicielem podobnej elektrowni we Włocławku, gdzie znajduje się też pierwszy stopień wodny.
Potrzeba wybudowania kolejnej tamy zrodziła się z konieczności ochrony tej pierwszej przed katastrofą. O tym, czy inwestycja jest potrzebna i jaka przyszłość stoi przed elektrowniami wodnymi w Polsce, rozmawiali podczas debaty „Rzeczpospolitej" przedstawiciele rządu, inwestor projektu i eksperci.
Najlepszy projekt
– Zapora we Włocławku działa już od 40 lat, a erozja dna poniżej zapory stwarza ryzyko wystąpienia katastrofy budowlanej. Brak stałego zabezpieczenia może doprowadzić do utraty stateczności zapory – ostrzegała Teresa Zań, dyrektor Departamentu Inwestycji i Nadzoru Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Skutkiem załamania się tamy byłoby zalanie ogromnych obszarów. – Nie możemy do tego dopuścić, dlatego na bieżąco prowadzone są badania stanu technicznego i stanu bezpieczeństwa zapory. Prowadzone są remonty i doraźne zabezpieczenia, czego przykładem jest tymczasowy próg bezpośrednio poniżej zapory. Jednak jest to tylko doraźne rozwiązanie problemu. Konieczne jest natomiast wybudowanie stałej budowli, która wyeliminuje obecne zagrożenia – podkreśliła Zań.
Z tą opinią zgodził się Stanisław Gawłowski, wiceminister środowiska. Zaznaczył jednocześnie, że w resorcie branych było pod uwagę kilka scenariuszy zabezpieczenia tamy. – Odrzuciliśmy takie pomysły jak rozbiórka zapory, bo to wiązałoby się z negatywnym wpływem na środowisko. Po 40 latach funkcjonowania tamy, w zbiorniku włocławskim zebrało się bardzo wiele osadów i przy rozbiórce budowli konieczne byłoby poniesienie wysokich kosztów usuwania tych zanieczyszczeń – mówił Gawłowski.