Kartel producentów ropy naftowej OPEC nie zmienił w czwartek limitów wydobycia. To znaczy, że ropa będzie nadal taniała, a wraz z nią, przynajmniej na jakiś czas spadnie wiele cen na świecie. Jako pierwszy stanieje transport. Notowania ropy zareagowały natychmiastowym spadkiem o 4,5 proc., czyli o 3 dol., do 74,55 za baryłkę surowca typu Brent. Ale to jeszcze nie koniec ich zjazdu.
– Podjęliśmy świetną decyzję – tak Ali al-Naimi, saudyjski minister ds. ropy, rozpoczął spotkanie z dziennikarzami po pięciogodzinnym posiedzeniu rady ministerialnej OPEC. Musiało ono się odbywać w bardzo nerwowej atmosferze. Decyzja została upubliczniona z opóźnieniem, a kiedy rozpromieniony al-Naimi uzasadniał decyzję kartelu, bocznymi drzwiami opuszczał wiedeńską siedzibę OPEC zdenerwowany Rafael Ramirez, minister spraw zagranicznych Wenezueli, który za wszelką cenę chciał doprowadzić do znaczącego zmniejszenia podaży.
Zatoka jednomyślna
To, że OPEC nie zmieni limitów wydobycia wydawało się oczywiste. Decyzję o blokowaniu jakichkolwiek zmian podjęły jednogłośnie kraje Zatoki, których dochody budżetu coraz mniej zależą od ropy. Zresztą kraje te produkują surowiec najtaniej.
– Nawet gdyby decyzja OPEC była inna, z przestrzeganiem limitów byłoby różnie – mówi Jakub Bogucki, analityk serwisu e-petrol. – Pozostanie więc regulować te kwestie poszczególnym krajom we własnym zakresie. A tymczasem dla rynku światowego oznacza to przynajmniej na razie utrzymanie wysokiej podaży surowca. Możliwe są dalsze spadki sięgające 60–65 dol. w pierwszej połowie przyszłego roku – dodaje Bogucki.
Dla producentów ropy taki spadek cen jest bolesny. Od połowy roku notowania obniżyły się o ok. 30 proc.