Warta niemal 4 mld zł netto inwestycja w kompleksie Turów miała półroczne opóźnienie. Umowa na budowę bloku opalanego węglem brunatnym została zawarta z konsorcjum firm: Mitsubishi Hitachi, Tecnicas Reunidas i Budimex jeszcze w 2014 r. W międzyczasie warunki dla funkcjonowania tego typu instalacji zmieniły się diametralnie, a zakładany przez PGE termin zakończenia eksploatacji bloku, czyli rok 2044, wydaje się coraz mniej realny.
Głosy sprzeciwu
Działalność kopalni i elektrowni Turów w Bogatyni wywołuje coraz większy sprzeciw ekologów, ale też Niemców i Czechów. Ci ostatni w lutym wnieśli skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE przeciwko Polsce, zarzucając jej nieprzestrzeganie unijnego prawa w trakcie postępowania o wydanie decyzji przedłużającej koncesję na działalność kopalni do 2026 r. Na dniach spodziewana jest decyzja TSUE dotycząca wniosku Czechów o zastosowanie środka tymczasowego w postaci natychmiastowego zamknięcia kopalni. Jednak nawet ekolodzy przyznają, że nie spodziewają się dla PGE aż tak drastycznej decyzji.
– Nawet jeśli Trybunał odmówi zastosowania środka tymczasowego, to nie będzie przesądzać o sposobie rozstrzygnięcia skargi głównej. Na wyrok końcowy będziemy musieli poczekać pewnie 2–3 lata – wyjaśnia Dominika Bobek, radca prawny z Fundacji Frank Bold. W międzyczasie kopalnia Turów dostała już docelową koncesję na eksploatację złoża do 2044 r.
Odkrywka w Turowie