Pierwszy reaktor o mocy 1-1,5 GW miałby zostać uruchomiony w 2033 r., kolejnych pięć w dwuletnich odstępach: ostatni – w 2043 r. – Polska wybrała ten kierunek, ponieważ elektrownie jądrowe zapewniają stabilność wytwarzania energii przy praktycznie zerowej emisji zanieczyszczeń powietrza i gazów cieplarnianych – podkreślał na Konferencji Generalnej Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na początku tego tygodnia Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
To chyba najbardziej jaskrawa różnica w wyborczych programach partii politycznych – jeżeli bowiem PiS jednoznacznie zapowiada budowę elektrowni nuklearnych, to pozostałe partie są przeciw lub pomijają tę kwestię dyskretnym milczeniem. A (niemal) na pewno w kontrze jest Koalicja Obywatelska. – Po już nie popiera atomu. Takie mamy zapewnienie ze strony władz PO – kwitował w niedawnym wywiadzie lider wchodzących w skład KO Zielonych, Marek Kossakowski. Podczas wrześniowych konwencji KO na temat atomu nie padło ani jedno słowo.
Zresztą, nuklearne ambicje PiS również sprowadzają się do stosunkowo mglistych zapowiedzi. W niedawnej rozmowie z „Rzeczpospolitą” Piotr Naimski potwierdził zamiar budowy takiego potencjału, jednak w tej chwili rządzącym trudno wskazać określonego partnera w tym przedsięwzięciu, tym bardziej, że chodzi o takiego gracza z branży, który zaangażował by się na co najmniej kilkanaście lat – budując instalacje, wnosząc know-how i inwestując w polski program nuklearny. Nic nie zapowiada, by taki partner szybko się znalazł – a kraje, w których energetyka atomowa rozwija się najszybciej, mogą się okazać niepożądanym partnerem ze względów politycznych.
Nuclear Power Plant/Bloomberg
Skąd ta swoista lekkość w traktowaniu tematu? – W tej chwili problematyka energetyczna nie jest politycznie rozgrywana. I nie sądzę, żeby w tej kampanii stała się jednym z wiodących tematów – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Paweł Ruszkowski, socjolog gospodarki z Collegium Civitas i koordynator Seminarium Energetycznego. – Nawet jeżeli pojawił się wcześniej problem potencjalnych podwyżek cen energii, to z analiz socjologicznych nie wynika, by przebił się on do szerszego grona wyborców. Polacy zaczną się serio martwić cenami energii, jak dostaną wyższe rachunki – dodaje.