Już teraz duzi odbiorcy prądu płacą 69 euro za 1 MWh, czyli najwięcej w regionie (wobec 57 euro w przypadku przedsiębiorstw czeskich i 38 euro – niemieckich, po uwzględnieniu rekompensat dla przemysłu energochłonnego). Ta różnica będzie się utrzymywać w kolejnych latach. W perspektywie 2023 r. – jak wskazuje Instytut – można oczekiwać 78 euro w Polsce (w tym powyżej 65 euro/MWh na rynku hurtowym), 68 euro w Czechach i 48 euro w Niemczech.
Czytaj także: Prąd spycha firmy na skraj rentowności. Chcą rekompensat
Ze względu na zużycie energii niezbędnej do wytworzenia finalnych produktów aktualnie obserwowane wzrosty cen energii będą najsilniej odczuwalne w sektorze chemicznym. Insttut Jagielloński wskazuje tu na Grupę Azoty, Orlen, Lotos, Ciech, ale też huty (zarówno stali jak i szkła), przemysł elektromaszynowy, cementownie i górnictwo.
„Nie bez znaczenia pozostaje wzrost kosztów transportu spowodowany wzrostem cen energii zarówno dla transportu pasażerskiego, ale przede wszystkim dla transportu towarowego, który znajdzie przełożenie w kosztach innych producentów wpływając na pogorszenie konkurencyjności naszej gospodarki oraz pogorszenie wskaźników inflacyjnych” – czytamy w analizie. Eksperci widzą ryzyko przenoszenia produkcji do krajów z niższymi kosztami energii. A to oznacza, że na znaczeniu straci argument niższych kosztów pracy.
Sposobem na optymalizację kosztów dla odbiorców instytucjonalnych (przedsiębiorstwa, samorządy) mogą być tzw. grupy zakupowe (po ewentualnej zmianie zasad ich funkcjonowania) czy bezpośrednie kontraktowanie z wytwórcą (tzw. corporate PPA), co jest już popularne w Skandynawii, Wielkiej Brytanii i Holandii.