Rentowność elektrociepłowni znów jest pod presją. Powód? Mocny skok cen węgla, spowodowany jego niedoborem. – Pod względem wielkości przychodów ubiegły rok był porównywalny do 2016 r. Nie należy się jednak spodziewać podobnych zysków – podkreśla Jacek Szymczak, prezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. Jak tłumaczy, prawie 10-proc. rentowność ciepłownictwa systemowego w 2016 r. była rezultatem m.in. przeszacowania wartości majątku przez dużych przedsiębiorców. W 2017 r. spodziewa się raczej poziomów z lat wcześniejszych (1–3 proc.) lub nawet – w okolicach zera.
– Urząd Regulacji Energetyki mocno pilnował przedsiębiorców i nie pozwalał na znaczące podnoszenie cen. Taryfy były tłumione. Z reguły nie odpowiadały w sposób proporcjonalny wzrostowi cen węgla. Często wyliczane podwyżki cen ciepła powinny sięgać kilkunastu procent, ale na taki wzrost URE zgadzał się sporadycznie – tłumaczy.
Ciepłownicy ratowali portfele, m.in. kupując tańszy węgiel z importu i przestawiając się na inny opał. – W związku z niedoborem węgla na rynku, jego ceny wzrosły dla nas o 90 proc. Dlatego przechodzimy na paliwo gazowe – przyznaje Marian Kupijaj, prezes Ostrowskiego Zakładu Ciepłowniczego, który w dwa lata ograniczył o 4,5 tys. ton zużycie węgla. W efekcie udział produkowanego z niego ciepła spadł z 50,4 do 34,2 proc. na korzyść gazu (rosnącego z 29,9 do 37,8 proc.) i biomasy (z 17,7 do 28 proc.). Kupijaj szacuje, że koszt ciepła wytworzonego z węgla jest dziś droższy o 14 proc. od tego z kogeneracji gazowej, ale nadal niższy o 18 proc. przy produkcji z gazu bez kogeneracji.
Krajobraz branży, która w 75 proc. pali węglem będzie się zmieniał pod wpływem regulacji krajowych i unijnych. Np. pakiet zimowy, nad którym trwa debata, kreśli perspektywę dekarbonizacji europejskiego ciepłownictwa do połowy tej dekady.
– Po 2020 r. udział zielonego ciepła ma rosnąć o 1 lub 2 pkt proc. każdego roku. Z kolei projekt dyrektywy o charakterystyce energetycznej budynków nakazuje wyeliminowanie węgla do ogrzewania – zauważa Szymczak.
– Wraz z nastaniem w 2021 r. nowych norm energetycznych dla budynków, ciepło z sieci miejskiej zasilanej z węglowej kogeneracji, nie będzie już tak atrakcyjnym produktem jak dziś. Deweloperzy będą się zastanawiali, czy podłączyć budynek do sieci, czy wybrać inną opcję. Konieczna będzie większa domieszka gazu i OZE w ciepłownictwie – wtóruje Andrzej Rubczyński z Forum Energii.
Barierą dla zwiększania udziału odnawialnych źródeł w ciepłownictwie jest m.in. obecny sposób taryfowania. Grzegorz Wiśniewski, prezes think tanku Instytutu Energetyki Odnawialnej postuluje jego zmianę. Chodzi o to, by wysokie koszty inwestycyjne były rozłożone nawet na dwie dekady – jak w Danii – i by pozyskanie kapitału było tańsze. Przekonuje, że kolektory słoneczne, geotermia czy wiatraki w systemach ciepłowniczych z magazynami ciepła i wsparte kotłami na biomasę mają sens. W przypadku ciepła z OZE łatwo przewidzieć jego niemal zerowe koszty eksploatacyjne w długim czasie (nie trzeba uwzględniać kosztów paliw, środowiskowych i modernizacji). Można też taniej magazynować ciepło w sezonowych zbiornikach wodnych, wykorzystując je potem zimą.