Sytuacja się zmieniła 1 stycznia 2019 roku, kiedy stery w UE przejęła Rumunia. I zapowiedziała, że zorganizuje głosowanie 6 lutego na posiedzeniu ambasadorów państw UE, żeby zorientować się, czy jest większość za dyrektywą. Dla Polski to pozytywna wiadomość, bo im szybciej dojdzie do głosowania, tym większe szanse, że dyrektywa zostanie uchwalona jeszcze w tej kadencji Parlamentu Europejskiego, czyli do maja. Opóźnienie utrudniłoby dalsze prace, w szczególności mogłoby dojść do sytuacji, że budowany już Nord Stream 2 byłby gotowy. Nie ma jednak gwarancji, że projekt zostanie zaakceptowany. Dyplomaci w Brukseli zwracają uwagę, że choć za dyrektywą jest wyraźnie 13 państw, to jednak dla jej przyjęcia jest potrzebna większość. A to oznacza, że musi mieć ona poparcie trzech dużych i obecnie wahających się krajów: Hiszpanii, Włoch i Francji. Polska i jej sojusznicy muszą ich zatem pozyskać. Z kolei dla Niemiec i ich sojuszników dla zablokowania dyrektywy wystarczy tzw. mniejszość blokująca. W tym celu wystarczy, żeby do obecnego grona przyjaciół Gazpromu, czyli Niemiec, Austrii, Holandii, Belgii, Węgier, Czech i Bułgarii, dołączyło tylko jedno państwo z wymienionej wcześniej trójki.
Jakie są obecnie szanse, że dyrektywa przejdzie? – Hiszpania i Włochy sygnalizują, że chcą wyłączenia z dyrektywy gazociągów o małym wpływie na rynek unijny – mówi zaangażowany w prace nad dyrektywą dyplomata jednego z państw UE. Chodzi im o ich lokalne gazociągi, które dostarczają surowiec z Afryki Północnej. Polska gotowa byłaby poprzeć taką poprawkę poprzez wyznaczenie na przykład limitu przepływu, poniżej którego dyrektywa nie objęłaby danej instalacji.
Trudniej jest rozgryźć intencje Francji. – W zasadzie popierają kierunek dyrektywy, czyli zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego – mówi dyplomata. To jednak oznacza, że będą w swojej decyzji kierować się kalkulacjami politycznymi. – Francja musi zważyć, czy warto w tak ważnej dla Niemców sprawie występować przeciw nim – wskazuje inny z naszych rozmówców. Dyplomaci przyznają, że w negocjacjach siła przyciągania Niemiec jest większa niż Polski. Ale nic nie jest przesądzone.
Możliwe jest też, że w ostatniej chwili pod wpływem Niemiec Bukareszt zrezygnuje z planu zorganizowania głosowania. To jednak mniej prawdopodobny scenariusz. Bo na Rumunię jest też presja z drugiej strony. Nie tylko Polski, ale też tak ważnego dla niej sojusznika amerykańskiego. Amerykanie grożą sankcjami europejskim firmom, które zaangażowały się wraz z Gazpromem w konsorcjum budujące Nord Stream 2. Są to niemieckie Uniper i Wintershall, francuski Engie, brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell i austriacki OMV.