To znaczy, że nie ma co liczyć na to, że paliwa stanieją. Jakichkolwiek poważniejszych ruchów cenowych można oczekiwać w czerwcu, kiedy kraje OPEC zdecydują, jak będą wychodzić z obecnych ograniczeń wydobycia.
Ceny ropy zachowywały się bardzo nerwowo od rana. Notowania czwartkowe ropy Brent w Londynie otworzyły się z ceną 63,28 dol. za baryłkę. Minimalnie więcej, niż wyniosło środowe zamknięcie transakcji (63,11 dol.). Wczesnym popołudniem, kiedy już było oczywiste, że ograniczenia zostaną przedłużone, ropa zdrożała do 64,11 dol. Dzień kończyła na poziomie 64,05 dol.
Te ruchy cen to efekt nerwowości, jaka towarzyszy zawsze oczekiwaniom na decyzje kartelu. Rok temu OPEC zaskoczył rynek podjęciem decyzji o zmniejszeniu wydobycia przez rok (1 marca 2017/1 marca 2018) i szybkim porozumieniem z Rosjanami, którzy też zgodzili się na ograniczenia.
30 listopada 2017 powszechnie oczekiwano, że cięcia zostaną przedłużone, ale o ile i na ile, pozostawało tajemnicą. Mówiono, że może dojść do przedłużenia umowy tylko o trzy miesiące oraz że więcej krajów kartelu, a nie tylko 11 z 15, zdecyduje się uczestniczyć we wspólnej akcji. Postanowiono ostatecznie, że łączne wydobycie sięgnie 32,5 mln baryłek dziennie. Porozumienie to ma być analizowane w czerwcu 2018 roku i zależnie od tego, ile będzie kosztowała ropa, będą podejmowane decyzje. W chwili zamykania tego wydania „Rzeczpospolitej” trwały jeszcze rozmowy z Rosjanami, trzecim największym producentem ropy na świecie, w sprawie uczestniczenia tego kraju w umowie o ograniczeniach.