Jeszcze w ostatnią niedzielę analitycy wskazywali, że reakcja na ataki Hamasu będzie bardzo umiarkowana, bo ani w Izraelu, ani w Strefie Gazy ropa nie jest wydobywana.
Tymczasem ceny ropy Brent na otwarciu poniedziałkowych transakcji wystrzeliły w górę o 5,2 proc., do 89 dol. za baryłkę, by potem nieco się wycofać - i o 8.30 czasu środkowoeuropejskiego spadły do 87,50 dol, nadal prawie 3 proc. więcej, niż wynosiło piątkowe zamknięcie.
Czytaj więcej
W odpowiedzi na atak Hamasu rząd Netanjahu w odwecie bombarduje Strefę Gazy. Wydaje się jednak, że negocjacji z agresorem nie uniknie.
Skomplikowana sytuacja
Wyraźnie umocniły się także obawy, że konflikt może wywołać większą niepewność w regionie i doprowadzić do egzekwowania sankcji na ropę z Iranu. Jak wiadomo, irańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poparło działania Hamasu, określając je mianem „aktu samoobrony”.
Ten konflikt może jeszcze bardziej skomplikować sytuację na Biskim Wschodzie i utrudnić negocjacje Stanów Zjednoczonych z Arabią Saudyjską, które między innymi miały doprowadzić do zwiększenia dostaw ropy na światowe rynki. Rezerwowe moce Saudyjczyków wynoszą w tej chwili 3 mln baryłek dziennie.