Importerzy rosyjskiej ropy i produktów naftowych zapewniają, że kolejne sankcje nie będą miały istotnego wpływu na ich działalność. Orlen w momencie rezygnacji z tego typu dostaw chce utrzymać stabilne zaopatrzenie w ropę nie tylko Polski, ale też całej Europy Środkowo-Wschodniej. Jest też przygotowany na każdy scenariusz i chce realizować wytyczne wynikające z nowych sankcji. „Od początku wojny w Ukrainie grupa Orlen nie realizuje zakupów spotowych (natychmiastowych – red.) ropy Ural, czyli rosyjskiej. W tym czasie na potrzeby rafinerii koncernu w Polsce, Czechach i na Litwie zamówiono już 30 tankowców z alternatywnymi gatunkami ropy” – podaje biuro prasowe spółki.
Dodaje, że koncern przerobił w ostatnich latach 100 gatunków ropy innych niż rosyjska. „Jeszcze w 2013 r. w rafinerii w Płocku blisko 100 proc. przerabianej ropy pochodziło z Rosji. Obecnie udało się ograniczyć ten poziom do mniej niż 50 proc., a w całym systemie grupy Orlen nawet do 30 proc. – twierdzi spółka. Bez odpowiedzi pozostawiła jednak pytania dotyczące importu rosyjskich produktów naftowych.
Z kolei Lotos przyznaje, że do wybuchu wojny w Ukrainie głównym produktem naftowym pochodzenia rosyjskiego, którym prowadzono handel, był olej napędowy. Od tego czasu stanowi on niewielki procent obrotu, a realizowane dostawy wynikają z kontraktów terminowych.
„Od 24 lutego spółka nie zawierała transakcji na zakup rosyjskiej ropy na rynku spot, pozostając jedynie przy realizacji zapisów kontraktów terminowych obowiązujących do końca 2022 r., od których odstąpienie mogłoby skutkować postępowaniem regresowym, a co za tym idzie, karami finansowymi, a także odbiorem przedpłaconej częściowo ropy przez inny podmiot” – twierdzi biuro prasowe Lotosu. Spółka nie podaje informacji, jaki udział ma rosyjski surowiec w całym jej przerobie ropy.