Jeszcze kilka dni temu wielu uczestników rynku wyrażało obawy, że w związku z wchodzącymi w życie od nowego roku podwyżkami podatków przyjdzie kierowcom płacić za paliwa dużo więcej niż dotychczas. Obawiając się realizacji takiego scenariusza, przedstawiciele rządu zaczęli słać na rynek sygnały, że nie dopuszczą do tego.
Wtórował im Daniel Obajtek, prezes Orlenu, dominującego na polskim rynku sprzedawcy paliw. Na antenie TVP Info przekonywał, że wyższe podatki nie powinny mieć istotnego wpływu na paliwa na stacjach koncernu i że ten zrobi wszystko, żeby ceny były na podobnym poziomie jak dotychczas. Co więcej, przestrzegł przed paniką przed końcem roku i zachęcał do korzystania ze stacji Orlenu jak dotychczas, czyli wtedy, kiedy będzie potrzeba uzupełnienia baku. Ta wypowiedź przynajmniej chwilowo uspokoiła obawy rynku.
Czytaj więcej
Niespełna 130 lat po tym, jak Rudolf Diesel opatentował swój nadzwyczaj efektywny typ silnika, historia tej konstrukcji zaczyna dobiegać końca. Ciągną się za nią smród współwiny za zmiany klimatyczne i boleśnie wysokie paragony.
Wysokie marże
– W związku ze składanymi ostatnio deklaracjami przez przedstawicieli rządu i prezesa Orlenu myślę, że od nowego roku nie zaobserwujemy drastycznych podwyżek cen paliw na krajowych stacjach. Prawdopodobnie średni poziom cen będzie co najwyżej o kilka groszy wyższy lub niższy od tego, co dziś obserwujemy – mówi Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl. To może oznaczać, że kierowcy będą płacić około 7,66 zł za litr diesla, 6,53 zł za benzynę Pb95 oraz 2,9 zł za autogaz.