Wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel zapowiedział, że Niemcy nie dadzą zgody na budowę dwóch nowych nitek Nord Stream, jeżeli gaz nie zostanie zagwarantowany krajom Europy Wschodniej, podał rosyjski portal Lenta za agencją Reuters.
Deklaracja niemieckiego polityka zbiegła się z oświadczeniem premiera Ukrainy. Arsienij Jaceniuk podał, że Ukraina złożyła pozew do Sekretariatu Wspólnoty Energetycznej przeciwko Rosji, a dokładnie – rozbudowie Nord Stream. Wspólnotę tworzy 28 krajów Unii oraz Albania, Bośnia i Hercegowina, Republika Macedonii, Czarnogóra, Serbia i Kosowo (tymczasowa misja ONZ). Jaceniuk dodał, że projekt nie ma nic wspólnego z gospodarką; jest polityczny i dlatego nie może dojść do skutku. Podobnego zdania jest goszczący dziś w Kijowie wicepremier i szef MSZ Słowacji Mirosław Lajczak.
W listopadzie 10 państw Unii wystąpiło do Komisji Europejskiej z listem, w którym oświadczyły, że rozbudowa Nord Stream jest sprzeczna z interesami Unii. Pod listem podpisali się premierzy:
Bułgarii, Czech, Estonii, Grecji, Węgier, Łotwy, Litwy, Polski, Rumunii i Słowacji. Wicekanclerz Gabriel w końcu grudnia 2015 r zauważał, że projekt może być ekonomicznie opłacalny nie tylko dla Niemiec, ale też Francji i innych członków Unii. Ale dostanie zgodę na realizację, gdy spełnieni „polityczne warunki”. Nie powiedział wtedy jakie.
Porozumienie akcjonariuszy konsorcjum inwestycyjnego zostało podpisane we wrześniu 2015 r. Oprócz Gazpromu (50 proc.) konsorcjum tworzą: E.ON, holenderski Shell, niemiecki BASF/Wintershall, austriacki OMV i francuski Engie. Mają po 10 proc. udziałów.