Przeszło trzydzieści projektów nowych elektrowni atomowych, plus wydłużenie pracy działających instalacji - jak w Niemczech czy Japonii - oraz potencjalne wznowienie pracy w wyłączonych jednostkach - energetyka atomowa nigdy chyba nie rozwijała się na świecie z takim impetem. Ale w tym wielkim powrocie do atomu przynajmniej jeden czynnik wydaje się być lekceważony - przez ostatnich kilka dekad ta branża się zwijała. A to oznacza, że ubywało specjalistów: starsze pokolenia stopniowo przechodzą na emeryturę, podczas gdy strumień świeżo wykształconych technologów stopniowo topnieje.
Na pochyłej
Proces zaniku kadr w energetyce jądrowej nie zaczął się w tym roku. Zjawisko zauważyła już w 2004 r. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, której eksperci opisali starzejącą się generację technologów nuklearnych w raporcie "The nuclear power industry's ageing workforce: Transfer of knowledge to the next generation". Dokument ten nie miał jednak szczególnie alarmistycznego tonu - był raczej adresowanym do branży napomnieniem, że czas zadbać o to, by kompetencje i wiedza pionierów energetyki nuklearnej były skrzętnie przekazywane ich następcom.
Czytaj więcej
Po raz pierwszy naukowcom udało się uzyskać dodatni bilans w reakcji fuzji atomów. Teoria przekształciła się zatem w praktykę, a to może oznaczać nowy rozdział w historii energetyki nuklearnej.
To, o czym analitycy MAEA nie wspomnieli - lub jeszcze o tym nie wiedzieli - to fakt, że wielkimi krokami nadciąga kadrowy kryzys w branży. Już pięć lat później amerykańscy eksperci z branży atomowej z dużym zaniepokojeniem stwierdzili, że studia w zakresie energetyki nuklearnej - na wszystkich uczelniach, które oferowały ten kierunek - ukończyło zaledwie 715 osób. Tymczasem po kolejnych kilku latach amerykański Nuclear Energy Institute obliczył, że 25 proc. zatrudnionych w tej branży w USA - zatem blisko 25-tysięczna rzesza specjalistów - kwalifikuje się do przejścia na emeryturę do 2016 r. Ten radykalny spadek dopływu świeżej krwi do branży pociągnął za sobą jeszcze jedno zjawisko: w 2010 r. tylko 32 uniwersytety w USA oferowały kształcenie w obszarze energetyki jądrowej (spadek z 77 w 1975 r.).
Przyczyn tej mizerii można by się doszukiwać w wielu czynnikach. Awarie elektrowni Three Mile Island w USA, a potem Czarnobyl i wreszcie - Fukuszima - wywołały w społeczeństwach zachodnich duże obawy przed energetyką nuklearną w ogóle. Wiele projektów atomowych - zwłaszcza w USA, gdzie na rynku dominują projekty komercyjne, przeciągające się harmonogramy budowy i rosnące kosztorysy zniechęcały inwestorów. Wyobraźnią energetyków rządziły raczej ropa, gaz z łupków czy - w ostatnich latach - odnawialne źródła energii niż atom. Powodów, by wybrać inną ścieżkę zawodową niż energetyka jądrowa nie brakowało.