Gazprom i Rosneft mają najwięcej licencji na wydobycie ropy i gazu z podmorskich złóż rosyjskiej Arktyki. Jednak w ocenie wicepremiera Arkadija Dworkowicza odpowiadającego za sektor energetyczny, oba giganty niewiele robią, mało inwestują i mają duże spóźnienia. Np. Gazprom już kilka lat odkłada poważne inwestycje na złożu Sztokman na Morzu Barentsa, co w minionym roku spowodowało opuszczenie projektu przez koncern norweski Statoil.
Dlatego rząd przygotował zaostrzone przepisy, które zmuszą leniwe firmy do zwrotu licencji do państwowego funduszu, który by je wystawił na przetarg. Jak dowiedział się Finmarket, Sieczin i Miller proszą Miedwiediewa, by rząd się z tego pomysłu wycofał. Przypominają, że zgodnie z Ustawą o złożach strategicznych - a takim jest Arktyka, dostęp mają tam tylko państwowe koncerny (czyli Rosneft i Gazprom).
Monopolistom nie podoba się także rządowy pomysł dopuszczenia firm serwisowych do prac sejsmologicznych na szelfie.
- Dziś dzielenie udziału w rozwoju gospodarczym na prywatne i państwowe to absolutny nonsens. Koncerny narodowe to takie, które przeszły stosowną akredytację rządu do prawa prowadzenia wydobycia także w Arktyce, a nie takie w których dominują udziały skarbu państwa - uważa Wagit Alekpierow, prezes i największy udziałowiec prywatnego Łukoilu.
Obecnie na szelfie pracuje 26 firm posiadających 65 licencji. Są to jednak wyłącznie spółki powiązane z Gazpromem i Rosneft. Prowadzą one prace tylko na 10 złożach, bo wciąż czekają na rządowe ulgi. Prace wydobywcze w Arktyce są bardzo kosztowne.