Według Energy Information Administration (EIA), będącej częścią amerykańskiego Departamentu Energetyki na zjawisko to złożyły się dwa czynniki. Pierwszym okazał się wzrost wewnętrznego wydobycia surowca drogą szczelinowania hydraulicznego. Eksploatacja ropy naftowej ukrytej w pokładach skał łupkowych w takich stanach jak Dakota Północna, czy Teksas przyczyniły się do tego, że październiku w USA produkowano dziennie 7,74 mln baryłek ropy dziennie, podczas gdy import wyniósł 7,57 mln baryłek. W ostatnich dwóch miesiącach wewnętrzne wydobycie surowca w Stanach było najwyższe od 1989 roku. Jeszcze pięć lat temu eksploatacja tego surowca znajdowała się na najniższym poziomie od ponad 60 lat. Od tego czasu zwiększyła się jednak o całe 50 proc.
Drugim czynnikiem okazała się względna stabilizacja popytu na paliwa płynne w USA, co z kolei było wynikiem zarówno wzrostu popularności energooszczędnych pojazdów, jak i utrzymujących się wysokich cen na rynku paliw. Droższa benzyna spowodowała, że Amerykanie ograniczyli swoje plany podróży, a tym samym zużycie paliwa.
Obecny trend powinien utrzymywać się przez następną dekadę – przewidują eksperci z EIA. Podaż rodzimego surowca na wewnętrznym rynku USA będzie rosnąć, a import powinien maleć. Oznacza to zmianę układu sił na globalnym rynku ropy naftowej. Już teraz Chiny są największym łącznym importerem ropy naftowej oraz gotowych paliw na świecie.
"Jesteśmy coraz bardziej niezależni energetycznie i perspektywy na przyszłość są coraz lepsze" – skomentował dane EIA Mark Zandi, główny ekonomista Moody's Analytics. W praktyce oznacza to, że gospodarka USA będzie mniej wrażliwa na ruchy cen na globalnym rynku paliw. W skali makroekonomicznej oznacza to także mniejszy deficyt USA w handlu zagranicznym i w obrotach bieżących. Tylko w tym roku wydatki na import ropy zmniejszą się o 80 miliardów dolarów.
Tomasz Deptuła z Nowego Jorku