Nie może to dziwić obserwatora europejskiej sceny politycznej. Rosja mogła liczyć na, eufemistycznie mówiąc, życzliwą neutralność kilku unijnych graczy, z Niemcami na czele. Radykalne pogorszenie relacji Unia-Rosja w związku z wydarzeniami na Ukrainie stworzyły unikatową sytuację: po raz pierwszy nasze postulaty mogą liczyć na poparcie szerokiego grona europejskich partnerów. Dowodem tego jest postawienie przez Komisję Europejską Gazpromowi zarzutów dotyczących nadużywania pozycji rynkowej na rynkach ośmiu krajów naszego regionu Europy, w tym Polski. Czy zakończy to polskie problemy?
Płaczemy, ale płacimy
Trzeba przyznać, że Komisja Europejska wzięła się do sprawy poważnie. Przeprowadzono m.in. niezapowiedziane kontrole w firmach zależnych od Gazpromu i u ich kontrahentów, a finalnie rosyjskiemu koncernowi postawiono trzy zarzuty. Dotyczą one: wymuszania przejmowania kontroli nad siecią przesyłową w poszczególnych krajach, wymuszania zakazu swobodnego obrotu gazu zakupionego od Rosji i nadużyć w zakresie indeksowania cen gazu w stosunku do cen ropy oraz nieuczciwego różnicowania gazu dla poszczególnych krajów UE. Nie da się ukryć, że wszystkie te praktyki odczuliśmy w Polsce na własnej skórze.
Polska cały czas płaci za dostawy gazu wyraźnie więcej, niż inne kraje UE. Trudno ocenić, ile w tym nieudolności bądź miękkiej postawy polskich negocjatorów, a ile rosyjskiej nieustępliwości. Fakty są jednak porażające. Wiosną br. rosyjska agencja Interfax zaprezentowała zestawienie średnich cen gazu oferowanego głównym europejskim odbiorcom. Wynika z niego, że średnia cena 1000 m
3
gazu wynosiła w roku 2013 odpowiednio: 429 dol. dla Polski, 366 dol. dla Niemiec, 404 dol. dla Francji. Drożej od nas, bo 438 dol., płaciła jedynie Słowacja. W roku 2014 Polska płaciła za wspomnianą ilość gazu średnio 379 dol., Niemcy – 323 dol., Francja 338 dol., ale już Słowacja znacznie mniej od nas, bo 308 dol.. Cofnijmy się w poprzednie lata: w 2012 r. Polska płaciła za 1000 m