„W sprawach z Gazpromem kwota łączna roszczeń wobec Naftogazu to 38,7 mld dol. razem z odsetkami. Z naszej strony domagamy się zapłaty ponad 26,6 mld dol." – ogłosił ukraiński koncern w sieci społecznościowej. Prezes Naftogazu Andrij Koboliew jest jednocześnie świadkiem, powodem i pozwanym we wzajemnych pozwach, które koncerny wniosły do sądu arbitrażowego w Sztokholmie.
Przesłuchania jesienią
W czwartek Naftogaz poinformował, że spodziewa się korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia do połowy 2017 r. Na jesieni mają ruszyć pierwsze przesłuchania, jednak Rosjanie chcą je opóźnić. W tym celu przesyłają do sądu nowe wnioski, papiery itp. Zdaniem Jurija Witrenki, dyrektora ds. rozwoju biznesu w Naftogazie, zdają już sobie sprawę, że racja jest po stronie Ukrainy. Jeżeli sąd nie ulegnie żadnym naciskom z zewnątrz, to Kijów może sprawę wygrać, a Gazprom zapłacić blisko 50 mld dol., z czego ok. 27 mld dol. to roszczenie, ok. 20 mld dol. odsetki, niesłuszne nadpłaty w minionych lat itd.
Witrenko jest przekonany, że z sądową egzekucją należności Gazpromu nie będzie kłopotu. – Koncern ma w Europie dużo aktywów i nie są one chronione przez suwerenność rosyjską. Gazprom będzie musiał niezwłocznie wykonać decyzję sądu – zapewnił Witrenko.
Dwa lata batalii
Gazowe koncerny walczą przed sztokholmskim trybunałem arbitrażowym od czerwca 2014 r. Wtedy złożyły pozwy przeciwko sobie nawzajem.
Naftogaz sądzi się z Gazpromem o dwa kontrakty: na tranzyt rosyjskiego gazu i kupna-sprzedaży gazu (kontrakt zawarty w 2009 r. po tzw. wojnie gazowej ówczesnej premier Julii Tymoszenko). Ukraińska strona chce zmiany ceny zakupu zapisanej w kontrakcie z datą wsteczną i odzyskania wszystkich przedpłat uiszczonych od maja 2011 r. Domaga się też sądowej zmiany w kontrakcie z Rosjanami punktu, który zakazuje reeksportu zakupionego w Gazpromie paliwa. Zarzuca też Rosjanom łamanie umowy tranzytowej. Koncern nie przesyła przez Ukrainę tyle gazu, ile zobowiązał się w kontrakcie, który kończy się z końcem 2019 r.