W 2035 r. Ukraina w niewielkim procencie wykorzystywać będzie węgiel w swoich elektrowniach. Głównymi producentami prądu będą elektrownie jądrowe, które mają dostarczać około 60 proc. potrzebnej energii. Około 25 proc. prądu wyprodukują odnawialne źródła – siłownie na biomasę, wiatraki i solary. Z wody na pochodzić nie mniej niż 13 proc. potrzebnego prądu – wyliczył, przedstawiając szczegóły strategii energetycznej, Wołodymyr Kistion, minister energii Ukrainy.
Minister dodał, że podczas prac nad dokumentem były próby nielegalnego wprowadzenia do niego zapisów korzystnych dla importerów węgla. Chodzi o zasady i taryfy znane pod nazwą Rotterdam+ (dostawa), które po ujawnieniu okazały się kolejnym skandalem z korupcją w tle.
W marcu 2016 r. Komisja ds. Energetyki i Usług Komunalnych zmieniła zasady zakupu węgla, który państwo nabywa dla krajowych elektrociepłowni. Wprowadziła tzw. rotterdamską formułę zakupu. Węgiel ukraiński kupowany był po cenie giełdy surowcowej w Rotterdamie. Do tego dodawany był koszt przeładunku w porcie i transportu ukraińskiego węgla na Ukrainę. W rzeczywistości surowiec nie opuszczał kraju. Wskutek importu węgla po zawyżonych kilka razy cenach krajowa energetyka znalazła się na krawędzi blackoutu.
Po przyjęciu rotterdamskiej formuły nagle w dobra obrósł przewodniczący komisji, która zasady uchwaliła, oraz jego bezrobotna partnerka. Ukraińskim monopolistą w dostawach węgla dla energetyki jest DTEK węglowo-energetyczny koncernu Rinata Achmetowa. Według byłego członka komisji energetyki Achmetow miał zyskać na nowej formule w sumie ok. 10 mld hrywien (1,5 mld zł). Podniósł cenę węgla dla elektrowni, stosując formułę Rotterdam+, a sprowadzał go z Donbasu.