Koncerny paliwowe mogą od przyszłego roku obniżyć swój obowiązek sprzedaży biopaliw. Warunkiem jest jednak, by 70 proc. surowca do produkcji stosowanych przez nich biopaliw pochodziło z krajów Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Trwa spór, w jaki sposób to udowodnią. Dla koncernów paliwowych skorzystanie ze współczynnika redukcji w przyszłym roku będzie dużą ulgą. - Zamiast obowiązkowego wprowadzenia na rynek 6,65 proc. biopaliw (w przeliczeniu na wartość energetyczną) będą mogli obniżyć ten cel do 5,65 proc. - oblicza Adam Stępień, dyrektor Krajowej Izby Biopaliw.
Biopaliwa są droższe od benzyny i diesla. Dlatego wprowadzenie ich na rynek kosztowało w ubiegłym roku PKN Orlen ok. 250 mln zł, a grupę Lotos ok. 70 mln zł. Koncernom zależy, by obniżyć te wydatki. Jednocześnie nie chcą gwarantować za dostawców, że ci wykorzystują lokalne surowce. Powszechny jest bowiem import taniego etanolu i biodiesla z rynku amerykańskiego. - Ryzyko związane ze skorzystaniem z tego rozwiązania jest bardzo wysokie i powiązane z poważnymi sankcjami finansowymi - mówi Beata Karpińska, kierownik biura prasowego PKN Orlen.
Dodaje, że Orlen czeka na ostateczne stanowisko w tej sprawie Ministerstwa Gospodarki, Urzędu Regulacji Energetyki oraz Agencji Rynku Rolnego. Te nie są przychylne dla koncernów.
- Ich propozycje dotyczące sprawozdań sprawiają, że zapis o redukcji obowiązku będzie martwy - ocenia Leszek Wieciech, szef Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego.
Organizacja zabiega oto, by wprowadzić certyfikację biopaliw już na etapie producentów rolnych, a potem na etapie produkcji biokomponentów. Wtedy ryzyko, że ci oszukują, nie spadnie tylko na koncerny paliwowe. Ale na razie takie rozwiązanie nie jest brane pod uwagę.