Zarząd Polskiej Grupy Energetycznej, która odpowiada za przygotowanie budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej, działa w okrojonym składzie. Rada nadzorcza ma dopiero ogłosić konkurs na stanowisko prezesa. Dlatego trudno ocenić, czy jeszcze w tym roku – tak jak wcześniej planowano – zostanie ogłoszony przetarg na dostawę reaktorów. Zresztą i tak zostanie on rozstrzygnięty najwcześniej za dwa lata.
Tomasz Zadroga, który kierował grupą, był także szefem zarządu spółki PGE EJ1 bezpośrednio przygotowującej projekt atomowy. Obecnie obowiązki prezesa PGE pełni Paweł Skowroński, który jest specjalistą od inwestycji i też może podjąć decyzję o ogłoszeniu przetargu.
Projekt atomowy należy do kluczowych inwestycji popieranych przez rząd Donalda Tuska. Nawet po katastrofie w japońskiej elektrowni Fukushima i po decyzji władz Niemiec o wcześniejszym zamknięciu reaktorów w tym kraju premier przekonywał, że elektrownia atomowa jest Polsce potrzebna.
Z każdej strony świata
Przetarg w Polsce budzi sporo emocji. Na podstawie deklaracji producentów reaktorów można przypuszczać, że wystartują w nim wszystkie czołowe firmy. Tradycyjnie za faworytów uważane są amerykańskie koncerny GE Hitachi i Westinghouse oraz francuska Areva. Swoje reaktory prawdopodobnie będą chciały też sprzedać koncerny z Korei, Kanady i Rosji.
Niespodzianką jest zwłaszcza informacja o przygotowaniach do udziału w przetargu w Polsce przekazana przez szefów Ros-atomu. Eksperci przyznają, że rosyjskie reaktory są nowoczesne, ale pojawiają się obawy przed wzrostem zależności wobec tego kraju. Tym bardziej że Polska importuje z Rosji ropę i gaz (stąd opinie, że PGE może kupić rosyjskie reaktory tylko w zamian za obietnicę Gazpromu, iż rosyjski gaz będzie dostarczany do naszego kraju po preferencyjnych cenach).