W tej sytuacji, kiedy gazu  transportowanego gazociągami będzie mniej, a popyt z krajów azjatyckich szybko rośnie dostawy   do Europy  stają się   coraz mniej pewne. Rosjanie już zapowiadają,że zostaną one zmniejszone.Podstawy do takich obaw są jak najbardziej uzasadnione. Dowody na to  mieliśmy już ostatniej zimy, kiedy niespodziewane fale chłodu znacznie obniżyły temperaturę, a Rosjanie mieli problemy z dostawami gazu.Ostrzegali wówczas,że ciśnienie w gazociągach spadło, bo  nie są w stanie wywiązać się z umów, a pierwszeństwo mają dostawy na rynek wewnętrzny,bo w  samej Rosji także było bardzo zimno.  O jakichkolwiek dostawach dodatkowych nie mogło być nawet mowy.Inna sprawa,że trwała wówczas  ostatnia faza kampanii wyborczej i  premier Putin, kandydat na prezydenta nie mógł  tolerować,by jego wyborcy cierpieli z powodu chłodów. Już po wygranych wyborach Władimir Putin nie ukrywał,że  Gazprom powinien uwolnić się od uzależnienia, jakim są dostawy na zachód Europy, gdzie posiada już 25 procentowy udział.  Z tego kierunku pochodzi dzisiaj ok połowy przychodów Gazpromu.

Dodatkowo Rosjanie mieliby wyspecjalizować się w  eksporcie gazu skroplonego LNG, co nie wymaga budowy sieci gazociągów.  Jako pierwszy krok w kierunku takiej polityki mogła być zapowiedź Rosjan z ubiegłego tygodnia,że tegoroczne dostawy gazu do Europy mogą niższe, niż planowane 150 miliardów metrów sześciennych,ale przychody wcale nie będą niższe. —Powiedzieliśmy,że nasze dostawy w tym roku wyniosą 154 mld metrów sześciennych,ale jeśli okaże się to,że będzie tylko 150 mld metrów, to i tak nasze przychody nie zmaleją - mówił Miedwiediew.

Złoża Sztokmana są oceniane na 3,9 bln metrów sześciennych i  w rankingu największych na świecie znalazły się   na  10 pozycji. Teoretycznie gaz stamtąd miał być od roku 2016  transportowany za pośrednictwem Gazociągu Północnego, bądź też   w formie skroplonej od roku 2017, już z pominięciem  rurociągów. Ale uruchomienie wydobycia napotykała   na piętrzące się problemy.Według wstępnych wyliczeń inwestycja ta  pochłonęłaby przynajmniej 30 mld dolarów. Nie był to wielki problem,  bo do tego projektu chciały się przyłączyć praktycznie wszystkie największe koncerny energetyczne.Od kilku lat trwają przepychanki w konsorcjum składającym się z Gazpromu, który miałby w tym przedsięwzięciu 51 proc. udziałów i francuskim Totalem (25 proc.) i norweskim Statoilem (24 proc.). W dyskusjach jakie nadal trwają  spierano się przede wszystkim o ulgi podatkowe.  Według rosyjskiego prawa  produkcja LNG może liczyć na znacznie większe zniżki podatkowe, niż w przypadku gazu w formie  lotnej. Nie mówiąc już o tym,że na eksport LNG nie ma w Rosji cła wywozowego.Teraz ani Total ani Statoil nie chciały się wypowiadać na temat sugestii Miedwiediewa.

Jak na razie Rosjanie mają jeden projekt LNG - razem z Shellem, gdzie z Sachalina II  wysyłają 10 mld metrów sześciennych rocznie. Teraz zdaniem analityków z Wood McKenzie Rosjanie zrobią wszystko, aby złoża Sztokmana  stały się także źródłem dostaw LNG, a nie gazu tradycyjnego. Zwłaszcza w sytuacji,kiedy mają poważne kłopoty z dostawami dla Chin, bo nie są w stanie  porozumieć się w sprawach dotyczących cen surowca.

W eksporcie gazu do Europy Rosjanie stosują tzw ceny kroczące, które są uzależnione od notowań ropy Brent. W sytuacji,kiedy ropa bardzo zdrożała, należy oczekiwać również i podwyżki cen  samego gazu, najprawdopodobniej za  tysiąc metrów sześciennych trzeba będzie zapłacić 415  dolarów wobec 384 dol. w 2011. — To będzie tak,jakbyśmy sprzedawali dwa jabłka zamiast pięciu, ale cenę brali nadal za pięć - tłumaczył w rosyjskiej telewizji  mechanizm podwyżki Aleksander Miedwiediew.