Unijny system handlu pozwoleniami na emisję CO2 obejmuje ponad 12 tysięcy elektrowni i fabryk w 27 krajach UE oraz w Norwegii i Liechtensteinie. Ponadto od tego roku ETS objęte są także linie lotnicze, które lądują lub startują z lotnisk w krajach UE. Co prawda przewoźnicy nie muszą jeszcze kupować pozwoleń, ale muszą już raportować emisje.
Komisja Europejska, powołując się na dane otrzymane z krajowych rejestrów, podała, że w ubiegłym roku emisje objęte ETS wyniosły blisko 1 889 mld ton ekwiwalentu CO2, o ponad 2 proc. mniej niż w 2010 r.
Tylko 1 proc. firm przemysłowych nie rozliczyło się z pozwoleń na emisję, raporty o emisjach złożyły też niemal wszystkie linie lotnicze korzystające z unijnych lotnisk. Jednak sprawozdań za ubiegły rok nie złożyły systematycznie odmawiające współpracy z KE w tym zakresie chińskie i indyjskie linie lotnicze. "Dotyczy to 10 komercyjnych przewoźników, którzy są odpowiedzialni za mniej niż 3 proc. emisji" - poinformowała KE. Chiny i Indie zapowiadają, że nie będą płacić za unijne pozwolenia na emisję CO2 w lotnictwie.
KE wyliczyła, że 7 proc. rozliczonych pozwoleń stanowiły międzynarodowe kredyty, głównie z Chin i Indii. W ramach ograniczającego globalne emisje CO2 Protokołu z Kioto państwa rozwinięte mogą bowiem zaliczyć na poczet swoich zobowiązań do ograniczenia emisji specjalne jednostki (CER i ERU) otrzymane za ekologiczne inwestycje w państwach rozwijających się.
W związku ze spadkiem unijnych emisji oraz rosnącym "buforem niewykorzystanych pozwoleń" komisarz UE ds. klimatu Connie Hedegaard zapowiedziała możliwą redukcję liczby pozwoleń na unijnym rynku po 2012 r. Chodzi o to, by podnieść ich niską obecnie cenę, która nie zachęca do zielonych inwestycji.