A mowa o 6 GW mocy za ponad 80 mld zł w perspektywie 2030 r. Jeśli resort tak postąpi, to pozwoleń, poza Deme, nie otrzyma żaden z zagranicznych inwestorów.
Kto nie chce wiatraków
Na razie z 60 złożonych wniosków resort pozytywnie zaopiniował jedynie kilkanaście, z czego tak naprawdę w grze jest pięć, bo tylko tyle pozwoleń zostało opłaconych zgodnie z prawem wymaganą opłatą jednego promila szacunkowej wartości inwestycji. A to oznacza, że z tego tytułu do budżetu państwa wpłynęło już ponad 70 mln zł. Gdy inwestycje są realizowane, docelowo opłata do budżetu wynosi 1 proc. ich wartości. Mowa więc o kilkuset milionach złotych w perspektywie najbliższych lat. Pytanie, czy morskie wiatraki w ogóle powstaną. Pozwolenia oprócz Deme dostały Kulczyk Investments i PGE. Ta ostatnia, jak się nieoficjalnie mówi, planuje rezygnację z inwestycji offshore. Wtedy mogłaby sprzedać innemu inwestorowi pozwolenia.
– A gdyby zagraniczni inwestorzy, tacy jak EDPR czy Iberdrola, dostali swoje PSZW, mogliby nie być zainteresowani zakupem tych już wydanych np. od PGE – mówi „Rz" osoba znająca sprawę.
Będzie porozumienie?
– Jeżeli myślimy poważnie o rynku morskiej energetyki wiatrowej, powinno zostać wydanych jak najwięcej pozwoleń. Na razie to wstępne wskazanie lokalizacji. Dopiero po badaniach środowiskowych i geologicznych będzie można stwierdzić, które lokalizacje nadają się do budowania farm. Niezbędne jest utrzymanie doświadczonych, zagranicznych inwestorów, bo tylko we współpracy z nimi mają szanse zostać wybudowane pierwsze farmy –mówi „Rz" Maciej Stryjecki, prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej.
Resort transportu potwierdził nasze informacje, że przygotowuje się do prac nad planem zagospodarowania przestrzennego i zmian w ustawie o obszarach morskich.