Zacięta walka o wiatraki na morzu

Energia z wiatru na morzu miała odmienić oblicze Europy. Dziś rządy się zastanawiają, czy dalej ją wspierać, a firmy czekają z inwestycjami.

Publikacja: 28.06.2013 23:49

Zacięta walka o wiatraki na morzu

Foto: Flickr

Korespondencja z Brukseli

Borkum, wyspa w należącym do Niemiec wschodniofryzyjskim archipelagu w Dolnej Saksonii, znana z wielokilometrowych plaż i znakomitych ścieżek rowerowych. To powód, dla którego przyciąga co roku dziesiątki tysięcy wczasowiczów. Ale ma i inną zaletę: silne wiatry, typowe dla niemieckiej części wybrzeża Morza Północnego i Bałtyku.

Restrykcyjne przepisy

To w okolicach Borkum w 2010 r. ruszyła pierwsza w tym regionie morska farma wiatrowa Alpha Ventus. Budowana jest kolejna – Riffgat, należąca do koncernów EWE i Enova. Niespełna 15 kilometrów w głąb morza stoi 17 wiatraków, jest miejsce jeszcze na 13. – Jesteśmy zaledwie 2 mile od szlaków transportowych i 2 mile od rezerwatu. Musimy się zmieścić na niewielkim terenie – mówi Wilfried Hube, szef Riffgat, z którym pływamy między wiatrakami.

Co prawda energetyka wiatrowa rozwija się na skalę przemysłową już od lat 70. XX wieku (wraz z pierwszym kryzysem naftowym), ale przez lata nacisk był położony na lądowe farmy. Pierwsze wiatraki na morzu postawili Duńczycy w 1991 r., dziś potentatem są Brytyjczycy.

Szansą dla branży był przyjęty w 2007 r. przez UE pakiet energetyczno-klimatyczny. Przewidywał on zwiększenie do 20 proc. udziału energii ze źródeł odnawialnych w końcowym zużyciu energii, a jednocześnie dawał nadzieje na uzgodnienie kolejnych ambitnych celów po 2020 r. To oznaczało konieczność dokonania gigantycznych inwestycji. Bardzo poważnie potraktowały to wyzwanie Niemcy, które założyły, że do 2050 r. aż 80 proc. energii będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych.

Wszystkie kraje opracowały system zachęt i ulg, a inżynierowie ruszyli do desek projektowych. W gęsto zaludnionej Europie łatwiej o akceptację społeczną dla wiatraków, których nie widać i nie słychać. Wiatraki morskie mają znacznie większą wydajność: ten sam sprzęt może wyprodukować dwa razy więcej energii. Bo na morzu więcej wieje i krótsze są okresy przestoju.

Berlin zapowiadał, że do 2030 r. 25 gigawatów energii będzie pochodziło z wiatru morskiego, a celem na 2020 r. ma być 10 GW. Już zrealizowanie tego bliższego celu oznaczałoby, że co czwarte gospodarstwo domowe będzie zaopatrywane w zieloną energię. Na razie to 380 megawatów, a rząd Angeli Merkel zastanawia się, czy nie ograniczyć systemu zachęt. Taka decyzja byłaby ciosem dla Dolnej Saksonii, regionu w północno-zachodnich Niemczech dotkniętego upadkiem przemysłu i usług portowych. Dziś okolice Bremerhaven to poligon doświadczalny dla energetyki wiatrowej, głównie morskiej. – Energetyka wiatrowa w naszym landzie daje pracę 25 tys. ludzi – mówi Daniela Behrens, sekretarz stanu ds. gospodarczych w rządzie Dolnej Saksonii.  Energia nie ma dziś barw partyjnych. Dziesięć lat temu było wiadomo, że Zieloni są za energetyką odnawialną, socjaldemokraci za węglem, a chadecy i liberałowie za atomem. Dziś to wszystko zależy od regionu, co ile kosztuje i co tworzy miejsca pracy – mówi w nieoficjalnej rozmowie szef jednej z niemieckich firm energetycznych.

Potrzebna strategia

Chadecka CSU, bawarska siostrzana partia CDU, popiera energię słoneczną, bo głównym regionem dla instalowania paneli jest Bawaria. Chadecy przestali wspierać energię jądrową. Z kolei energia wiatrowa stała się interesującą opcją dla krajowych i lokalnych polityków chcących tworzyć miejsca pracy. Bo to nie tylko laboratorium dla nowoczesnych technologii, ale też zakłady zatrudniające tysiące gorzej wykształconych pracowników – byłych robotników z likwidowanych hut, stoczni i portów.

Co prawda producenci wiatraków są wszędzie na świecie i można je sprowadzać nawet z Chin. Ale istotną rolę odgrywają koszty transportu potężnych elementów. To dlatego na samym wybrzeżu Bremerhaven ulokowały się zakłady WeserWind, produkujące trójnogi, które są podstawą wiatraków morskich. Obok, dosłownie przez płot, francuska Areva, produkująca turbiny. Sama zatrudnia 800 osób, ale daje pracę innym, bo części dostarcza jej 300 dostawców. Trochę łatwiej transportować łopaty, czyli ramiona wiatraków. Jedna z takich fabryk, należąca do holenderskiej spółki LM Power, znajduje się w podszczecińskim Goleniowe, w regionie o wysokim bezrobociu (zatrudnia 510 osób).

– Nie chcemy nowych subsydiów. Chcemy jasnej długoterminowej strategii potrzebnej w początkowym okresie nowej branży, gdy wciąż wydajemy dużo pieniędzy na badania naukowe i rozwój – mówi Martin Rachtge, odpowiedzialny za morską energię wiatrową w firmie Hochtief. Potwierdza Jean Huby, prezes Areva. – Naszym celem jest doprowadzenie jak najszybciej do sytuacji, gdy subsydia nie będą potrzebne. One nie mogą trwać wiecznie. Poza tym biznes bez pomocy państwa jest po prostu pewniejszy, bo nie ma ryzyka nagłej zmiany sytuacji – argumentuje francuski menedżer.

Ekologia i kryzys

W UE jest 55 morskich farm wiatrowych, z 1662 wiatrakami, które produkują w sumie blisko 5 gigawatów energii. Usytuowane są głównie w Wielkiej Brytanii (blisko 3 GW), Danii (921 MW), Belgii (380 MW), Niemczech (280 MW), Szwecji (163 MW). Pojedyncze wiatraki mają jeszcze Finlandia, Irlandia i Portugalia. W Polsce działają wyłącznie farmy lądowe, które produkują blisko 2,5 GW energii (na 106 GW w całej Unii).

Pytanie, czy europejskie rządy stać teraz na dotowanie energetyki wiatrowej i jaka jest ta docelowa cena zielonej energii. Lobbyści energetyki wiatrowej przekonują, że debata oparta tylko na bieżących danych jest nieuczciwa. Bo po pierwsze, ceny węgla i gazu na rynku są zaniżone przez łupkową rewolucję, częściowo dotowaną przez państwo.

Jeśli sprawdzą się oczekiwania części ekspertów, to cena pójdzie za kilka lat do góry, co oczywiście zmienia ocenę biznesplanów dla energetyki wiatrowej. Po drugie, argumentują ci sami lobbyści, inne rodzaje energii też są dotowane. Ale nieszczęście energetyki wiatrowej polega na tym, że subsydia dla niej są transparentne, bo widać je na rachunkach dla indywidualnych odbiorców.

Subsydia dla energii wiatrowej będą się zmniejszać, gdy technologie staną się bardziej powszechne, a produkcja bardziej masowa.

Wreszcie ostateczny argument: energia wiatrowa jest czysta i ten niewyceniany bezpośrednio w euro czynnik też musi być brany pod uwagę. Jednak w czasach kryzysu i w sytuacji, gdy ceny innych źródeł energii na świecie są konkurencyjne, podejście ekologiczne wychodzi z mody.

Korespondencja z Brukseli

Borkum, wyspa w należącym do Niemiec wschodniofryzyjskim archipelagu w Dolnej Saksonii, znana z wielokilometrowych plaż i znakomitych ścieżek rowerowych. To powód, dla którego przyciąga co roku dziesiątki tysięcy wczasowiczów. Ale ma i inną zaletę: silne wiatry, typowe dla niemieckiej części wybrzeża Morza Północnego i Bałtyku.

Pozostało 94% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie