I – zdaniem analityków banku – nie ma już przesłanek, chociaż jeszcze niedawno pojawiały się takie prognozy, by ceny ropy mogłyby przekroczyć 140 dol. za baryłkę, jak to było w lipcu 2008 r., tuż przed wybuchem kryzysu subprime. Wtedy jednak rynek był rozgrzany, inwestorzy kupowali co popadło, także kontrakty na ropę.
– Dziś ropa jest o wiele za droga. Brent nie powinien kosztować więcej niż 100 dol. za baryłkę – mówi Kyle Cooper, dyrektor działu analiz surowcowych w IAF Advisors.
Przy tym znacznie szybciej stanieje amerykańska ropa WTI niż europejski Brent. – WTI jest znacznie trudniejsza do transportu i w zasadzie jest gatunkiem, który wydobywa się i konsumuje w USA i Kanadzie. Jej eksport, jeśli tylko na rynku pojawiłaby się nadwyżka, byłby kosztowny i skomplikowany. Z Brentem odbieranym z platform na Morzu Północnym sprawa jest znacznie prostsza – tłumaczy Ole Hansen, szef analityków Saxo Banku.
Wczoraj i Brent, i WTO staniały. Za baryłkę Brenta płacono poniżej 108 dol., a WTI kosztowała nieco powyżej 105 dol. To znaczy, że notowania Brenta są nadal wyższe o 5 proc. niż przed miesiącem, zaś WTI jest droższa o 10 proc.
– W cenach ropy mamy już wliczonych kilka czynników, które zawsze podbijają notowania – mówi „Rz" Oliver Jakob z Petromatriksa. I wymienia: optymizm w USA (gdzie coraz powszechniejsza jest wiara w koniec kryzysu), spadający eksport z Libii i rosnące obawy o eskalację konfliktu w Syrii i protestów w Egipcie. Jakob nie ma wątpliwości, że jakiekolwiek akty sabotażu w pobliżu Kanału Sueskiego od razu spowodowałyby ostry skok cen. – Tyle że kanał jest doskonale pilnowany i taka możliwość jest jedynie hipotetycznie wymieniana – uspokaja.