To miała być tylko formalność. Gdy w negocjacjach zwanych trilogiem w czerwcu Parlament Europejski, Komisja Europejska i Rada Unii Europejskiej osiągnęły porozumienie w sprawie ograniczenia emisji CO2 dla samochodów, następnym krokiem miało być formalne przyjęcie tej decyzji przez radę UE.
Ale Berlin przypomniał sobie wtedy o niemieckich koncernach samochodowych i zablokował cały proces, nie dopuszczając do głosowania.
W ostatni piątek udało mu się to po raz trzeci. Na spotkaniu zastępców ambasadorów w Brukseli, którzy mieli przygotować agendę rady ministrów środowiska 14 października, Niemcy zgłosili swój postulat uzyskania 10-letniego okresu przejściowego. A więc limit 95g/km miałby być osiągnięty nie w 2020, ale w 2030 roku. Prowadząca spotkanie prezydencja litewska zgodziła się, żeby ta propozycja stała się przedmiotem debaty.
– Taki pomysł poparły między innymi Wielka Brytania i kraje grupy wyszehradzkiej – powiedział nam dyplomata jednego z państw UE.
Poparcie dla wprowadzenia tematu na agendę nie oznacza jeszcze, że Niemcy uzyskają poparcie dla okresu przejściowego. Ale niemieccy dyplomaci są coraz bliżsi tego celu, bo już nie ma państw ostro protestujących przeciwko ich taktyce. Dla okresu przejściowego będą musieli zbudować tzw. większość kwalifikowaną.