Przydomowe instalacje OZE opłacą się wszystkim

Rozwój OZE w domach dodałby w skali kraju ok. 1 pkt proc. do wzrostu PKB - mówi Mariusz Klimczak, prezes Banku Ochrony Środowiska.

Publikacja: 27.11.2013 03:05

Czy Polacy są gotowi na rozwój nowoczesnej mikroenergetyki? Wydaje się, że do węgla jako kraj jesteśmy po prostu przywiązani.

Mariusz Klimczak: Wystarczy spojrzeć, co wydarzyło się w sprawie kolektorów słonecznych. To proste, sprawdzone na świecie urządzenia do ogrzewania wody. Wystarczył jeden program Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej i w ciągu roku – dwóch Polacy przekonali się do tego typu rozwiązań. Myślę, że w innych dziedzinach świadomość odbiorców energii również będzie wzrastać. Dobrym przykładem może być rozwinięty rynek niemiecki. Polska jest obecnie w tym miejscu, w którym Niemcy były około 10 lat temu. Dzisiaj sprzedaje się u nas 5 tys. pomp ciepła rocznie, podczas gdy ja widzę rynek dla 100 tys. sztuk. Nie oczekujmy jednak, że popyt na mikroźródła z obszaru odnawialnej energii rozwinie się natychmiast. Ale w ciągu kilku lat powinien zdecydowanie wzrosnąć.

Jakiego impulsu potrzeba, by mała przydomowa energetyka stała się w Polsce bardziej popularna?

Istotne jest wprowadzenie różnego typu zachęt, zbudowanie rozsądnego systemu wsparcia. Jednocześnie trzeba walczyć ze stereotypem, że prosumenckie źródła energii są drogie, nieopłacalne i nie przynoszą korzyści. Jest wręcz przeciwnie – to bardzo interesujący rynek, którego rozwój mógłby przyczynić się do poprawy standardu życia Polaków, ochrony klimatu oraz zwiększyć wpływy do budżetu i pobudzić rozwój gospodarczy.

Co statystyczne gospodarstwo domowe może mieć z przestawienia się np. z pieca węglowego na pompę ciepła, ogniwo fotowoltaiczne czy solar na dachu? Czy będzie je na to stać?

Każdy będzie podchodził do tego, uwzględniając swoje zdolności finansowe. Wszystko jest wypadkową tego, ile dzisiaj kosztuje energia i surowce oraz jakie są prognozy na pięć–dziesięć lat. Model oparty na niewielkich odnawialnych źródłach energii, który jako BOŚ Bank promujemy, daje gospodarstwom domowym przede wszystkim pełną niezależność od cen nośników energii i autonomię od dostaw z zewnątrz. Można mieć własne ogrzewanie, ciepłą wodę bez comiesięcznych rachunków i nie martwić się, czy węgiel lub energia elektryczna zdrożeją za kilka lat o 30 proc. Jedynym kosztem jest ten, jaki ponosi się podczas początkowej inwestycji, którą można w całości pokryć z kredytu.

Rozwój OZE w domach dodałby w skali kraju ok. 1 pkt proc. do wzrostu PKB

Każde gospodarstwo domowe przed podjęciem takiej inwestycji powinno oczywiście przejść ocenę, która wykaże, czy opłaci się przeznaczyć kilkadziesiąt tysięcy złotych na mikroinstalację typu solar czy pompa ciepła. Takie działanie może jednak wziąć na swoje barki bank kredytujący przedsięwzięcie. Warto też zaznaczyć, że istotnym elementem tego systemu powinny być rozwiązania prawne zapewniające wsparcie.

Co konkretnie powinno pojawić się w domach? Jak rozwiązania i przepisy są niezbędne?

Jeżeli założymy, że w średniej wielkości domu jednorodzinnym mieszka np. czteroosobowa rodzina, to jej roczne zapotrzebowanie na energię z powodzeniem może zaspokoić zainstalowanie trzech współpracujących ze sobą urządzeń: pompy ciepła o mocy kilku czy kilkunastu kilowatów, panelu fotowoltaicznego – o mocy ok. 3–5 kW, i kolektora słonecznego.

Oczywiście potrzebne jest też powiązanie mikroelektrowni słonecznej z systemem energetycznym po to, by móc sprzedawać nadwyżki i kupować prąd w chwilach niższej własnej produkcji. I tu – jak dotąd – mamy pewną, dość istotną dysproporcję. Zgodnie z obecnymi przepisami prosument może wprowadzić nadwyżki do sieci po cenie ok. 16 gr/kWh. Natomiast kupować musi po ok. 65 gr/kWh. To nie do końca fair. Dlaczego kupno i sprzedaż wytworzonego przez rodzinę prądu nie może być rozliczana po tej samej stawce. Alternatywą są roczne rozliczenia z zakładem energetycznym produkcji i konsumpcji energii elektrycznej. Przy takim założeniu dość łatwo można wykazać, że nadprodukcja prądu w ciągu dnia i w okresie letnim mogłaby zbilansować jego zużycie w godzinach nocnych bądź zimą, gdy czas nasłonecznienia jest krótszy. Gospodarstwa domowe zyskałyby pewność, że nowoczesne rozwiązania nie wygenerują dodatkowych kosztów w porównaniu z tradycyjnym ogrzewaniem, np. piecem węglowym. A dodatkowo spadłaby niska emisja, zniknęłaby konieczność rozpalania w piecu, pozbywania się popiołu – to rozsądne i wygodne.

Co państwo zyska, wdrażając wsparcie dla tych rozwiązań?

Po pierwsze, czystsze powietrze. To będzie skutkować m.in. niższymi wydatkami na służbę zdrowia. Jednocześnie, jak wynika z naszych szacunków, wdrażanie kompleksowych rozwiązań prosumenckich przyczyni się do obniżenia kosztów wsparcia dla sektora energetyki odnawialnej.

W jaki sposób?

Koszt terawatogodziny energii wyprodukowanej w prosumenckich gospodarstwach domowych jest nawet sześciokrotnie niższy niż w wielkich farmach wiatrowych. To efekt skumulowania w sobie zalet fotowoltaiki, czyli produkcji prądu ze słońca i pomp ciepła, urządzeń do ogrzewania pomieszczeń. W tym przypadku o jakimkolwiek wsparciu możemy mówić tylko odnośnie do produkcji energii elektrycznej w części wprowadzonej do sieci. Trzeba jednak pamiętać, że ta sama energia napędza pompę ciepła, która produkuje 3,5-krotnie więcej energii, którą gospodarstwo zużywa na swoje potrzeby. To ciepło nie zostanie objęte systemem budżetowego wsparcia, a jak najbardziej może zostać wliczone do krajowej puli energii pochodzącej z OZE.

Ile zatem dokładnie miałoby wynieść wsparcie dla energii z mikroźródeł? Jak to się ma do wydatków, które pośrednio wszyscy ponosimy na duże instalacje?

W przypadku tysięcy gospodarstw domowych wytwarzających prąd z mikroźródeł wielkość wsparcia dla 1 TWh to 20–30 mln zł. Tymczasem przy dużych OZE koszt ten wynosi obecnie 200 mln zł. Dlaczego więc nie sięgnąć po tańsze rozwiązania? Gdybyśmy do 2020 r. wdrożyli nowoczesne systemy ogrzewania w 300 tys. nowych domów, a dodatkowo przeszłaby na ten system połowa gospodarstw ogrzewających się dzisiaj węglem, czyli ok. 600 tys., to uzyskalibyśmy 14 TWh energii z odnawialnych źródeł. Wymaga to 8–10 mld zł rocznie inwestycji, po kilkadziesiąt tysięcy złotych w jednym domu.

Jak oszacować efekt makroekonomiczny rozwoju odnawialnej energetyki w domach?

W skali Polski dałoby to ok. 1 pkt proc. dodatkowego wzrostu PKB. To samonakręcający się biznes, dodatkowe miejsca pracy. Jednocześnie pobudzilibyśmy rodzimy rynek nowoczesnych rozwiązań informatycznych i telekomunikacyjnych niezbędnych do zarządzania energią z domowych mikroźródeł. To potencjał, po który warto sięgnąć. Musimy dziś bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie chcemy być za dziesięć, dwadzieścia lat. Dotychczasowe lokomotywy wzrostu zdecydowanie się wyczerpują, a Europa i świat nie stoją w miejscu. Warto wykreować nowy rynek, który dałby Polsce potencjał do budowy innowacyjnej gospodarki opartej na nowych źródłach wzrostu i technologiach. Inaczej możemy zostać wyłącznie importerem rozwiązań oferowanych przez inne kraje.

—rozmawiała Justyna Piszczatowska

Energetyka
Rosnące ceny energii zostaną przerzucone na spółki energetyczne? Jest zapowiedź
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Energetyka
Więcej gazu w transformacji
Energetyka
Pierwszy na świecie podatek od emisji CO2 w rolnictwie zatwierdzony. Ile wyniesie?
Energetyka
Trump wskazał kandydata na nowego sekretarza ds. energii. To zwolennik ropy i gazu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Energetyka
Bez OZE ani rusz