Osiągający prędkość 150 km/h porywisty wiatr w grudniu 2013 r. pozrywał linie i uszkodził stacje transformatorowe, pozostawiając bez prądu prawie pół miliona Polaków.
Czy w tym sezonie dystrybutorów energii zaskoczą huragany i osadzająca się na liniach szadź? – Uwzględnienie wszystkich warunków atmosferycznych, pomijając możliwość ich przewidywania, ze względów ekonomicznych byłoby nieuzasadnione, a przez to nie do zaakceptowania zarówno przez energetykę, jak i odbiorców energii – zauważa Barbara Pomorska z Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej.
Wtóruje jej Danuta Tabaka, rzeczniczka spółki Enea Operator, zaznaczając, że żadna linia napowietrzna (a takie pokrywają 73 proc. kraju) nigdy nie będzie w pełni odporna na działanie żywiołu. Jako przykład podaje kraje z lepiej rozwiniętą infrastrukturą, które w obliczu huraganów, ulew czy powodzi zmagają się z usuwaniem awarii.
Ale trzeba przyznać, że stan, dotąd niedoinwestowanej polskiej sieci, poprawił się dzięki inwestycjom spółek. Budżety wzrosły. Modernizacje prowadzone są przy tym tak, by ewentualne skutki żywiołów były łatwiejsze do usunięcia lub by do nich nie dochodziło.
– W ciągu roku dokonujemy wycinki wokół linii leśnych, co przekłada się na mniejszą awaryjność w trakcie huraganów. Poprawiamy też stan techniczny linii przez wymianę przewodów na izolowane. A w celu lokalizacji elementów sieci najbardziej narażonych na potencjalną awarię wprowadziliśmy na szeroką skalę loty helikopterem, który jest wyposażony w specjalną aparaturę termowizyjną i laserową – wylicza Stanisław Kubacki, wiceprezes Energa-Operator.